niedziela, 18 stycznia 2015

Jacek Komuda - Czarna Bandera

Recenzja #1 Zbiór opowiadań

Po pierwszą książkę tego roku sięgnąłem przypadkiem. Kupiłem ją, zanim jeszcze wpadł mi do głowy pomysł z podjęciem wyzwania. Zacząłem czytać w pociągu, wracając z Sylwestra. Tego samego dnia wieczorem pomyślałem, że lektura nie pójdzie na marne. Przejrzałem wyzwaniową listę, zastanowiłem się, pod którą kategorię podciągnąć trzymaną w rękach pozycję i stało się.
W ten sposób na pierwszy ogień, realizując się jako zbiór opowiadań, idzie Czarna Bandera Jacka Komudy.



Słoneczne Karaiby. Słońce praży wesoło, na niebie ani chmurki. Kawerny pękają w szwach od rubasznej, rozgadanej klienteli, alkohol leje się strumieniami, a rozochocone dziwki ochoczo rozkładają nogi przed każdym, kto błyśnie im przed oczami złotą monetą. Sielanka, istna kraina szczęśliwości...
… dopóki nie natknie się na nich. Piratów. Ludzi, dla których normy moralne zdają się znaczyć coś zgoła innego niż dla reszty. Ludzi, którzy miłość do przygody i bogactwa stawiają wyżej niż ciepłe kobiece uda i równie gorący obiad. Ludzi, którzy wiedzą, że zawisną na szafocie, pójdą na dno lub skończą jako kalecy żebracy w Port Royal. I są z tego zupełnie zadowoleni.
Czarna Bandera to sześć opowiadań o takich właśnie typach. Dlatego rozrywki nie brakuje. Trup ściele się tak gęsto, że nieszczęśliwi ci, którzy przywiązują się do bohaterów. Przekleństwa i gwałty są na porządku dziennym, a nowe niebezpieczeństwa czekają na piratów na każdym kroku.

Zgubiliśmy farwater! Zrzucić marsle! - ryknął Rackham. - Cztery rumby w lewo!

Bardzo lubię literaturę Komudy. Pisze on w tak gawędziarski sposób, że czytający może odnieść wrażenie, jakby siedział z autorem przy ognisku i słuchał jego historii. Fachowa, marynistyczna terminologia nie utrudnia odbioru. Wprowadza w klimat i pozwala silniej uwierzyć w prawdziwość opowieści i bohaterów. I choć zdarzały się – jak chociażby przytoczone wyżej – zdania, których ni w ząb nie rozumiałem, nie wyobrażam sobie wilków morskich mówiących o lewej ścianie statku i obracaniu steru odrobinę w bok.
Podobnie sprawy mają się z metaforami i porównaniami – Komuda serwuje ich naprawdę dużo, a wszystkie świetnie osadzone są w pirackich realiach. Szyperska kajuta nie jest przestronna jak aula wykładowa, jest w niej tyle miejsca, co w piczy portowej kurwy.
Te rzeczy, w połączeniu z wyrazistymi, zbudowanymi z krwi i kości (które to krew i kości często lądują na pokładzie), charakternymi i skorymi do zdrad i buntów bohaterami składają się na kawał naprawdę dobrej, pirackiej literatury.
Jeżeli kilkaset lat temu ktoś opowiadał o statkach widmo, przeklętych wyspach i diabelskich skarbach w taki sposób, w jaki uczynił to Komuda, mógł mieć pewność, że jego – spłodzone w tym czy tamtym burdelu – dzieci jeszcze na starość będą drżały, gdy usłyszą tę samą opowieść od przypadkowego przechodnia.

Tytuł: Czarna bandera
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Marzec 2008
ISBN: 978-83-7574-000-4
Liczba stron: 384
Okładka: miękka


sobota, 17 stycznia 2015

Na start

Na ogół nie bawię się w postanowienia noworoczne. Znam swój słomiany zapał i z góry zakładam, że w każdym takim postanowieniu byłbym w stanie wytrwać maksymalnie do lutego. Dlatego byłem mocno w szoku, kiedy na kilka dni przed Sylwestrem stwierdziłem, że chcę coś ambitnego wprowadzić w życie anno Domini 2015.
Jeszcze bardziej się zdziwiłem, kiedy okazało się, że to całkiem spora lista rzeczy.
Jedną z nich było – chciałbym w końcu założyć bloga, na którym mógłbym regularnie pisać. Witryna z opowiadaniami  jest w porządku, ale nie jestem w stanie wypluwać z siebie kilku tekstów miesięcznie. A chciałbym.
Sama idea chodziła za mną już od dawna. Chciałem pisać, ale nie wiedziałem o czym. Z pomocą przyszło kolejne noworoczne postanowienie. Zapragnąłem podjąć się znalezionego gdzieś w necie wyzwania książkowego.

Chociaż z matematyki orłem nie jestem, szybko dodałem dwa do dwóch i wyszło mi, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Założyć bloga recenzenckiego, na którym dzieliłbym się spostrzeżeniami na temat przeczytanych książek. Z racji na charakter wyzwania, nie będą to same nowości i porywające tytuły. Znajdzie się miejsce na klasykę i kompletne gnioty.
Ale i o nich trzeba mówić.