niedziela, 28 lutego 2016

E. M. Thorhall - Zamek Laghortów

Kiedy dziewczynki marzą o byciu księżniczkami, średniowiecze jawi im się jako piękna epoka – pełna honorowych rycerzy, miłosnych uniesień i przepięknych pałaców. Gdy te dziewczynki już trochę podrosną, przestają o tym myśleć. Albo – jak w przypadku E. M. Thorhall – piszą o tym książkę. Zdaje się, że właśnie dzięki takim dziecięcym fantazjom powstał Zamek Laghortów, pierwszy tom cyklu Zbrojni.




Kyla wychowuje się u krewnych. Wuj nie widzi świata poza kuflem, natomiast ciotka nieustannie strofuje dziewczynę; polowania są dla chłopców, Kyla powinna zachowywać się jak przystało na kobietę. Nie żyje im się najlepiej, a próba zaaranżowania ślubu z obleśnym staruchem przelewa czarę goryczy – dziewczyna ucieka z domu. Trafia w ręce najemników Sir Eryka, którzy zabierają ją na zamek pana. Tam Kyla poznaje prawdę o swoim dziedzictwie, a także dowiaduje się, czym są dyscyplina, przyjaźń i miłość.

Na początku powieści pojawiają się informacje o świecie, w którym przyszło żyć Kyli. Można zacierać ręce, bo wszystko wskazuje na to, że będzie się działo. Wojna, najazdy, próby odzyskania niezależności. Wszystko to zwiastuje, że będzie mięsiście. Niestety nie jest. Całe tło gdzieś znika, kiedy Kyla trafia na zamek Eryka. Wtedy na pierwszy plan wychodzą miłostki, polowania i turnieje rycerskie. Istna sielanka, nad którą zdaje się nie wisieć choćby cień wojny.

Skoro mamy się obejść bez szczęku mieczy i jęków pokonanych, to może przynajmniej wątek romansu zostanie dobrze poprowadzony? Każda kolejna strona udowadnia, że jednak nie. Morht, groźny i władczy dowódca najemników, to chyba najgorszy casanova w dziejach literatury. Heathcliff, któremu zabrano nawet te przebłyski, kiedy dał się lubić. Kyla go drażni, irytuje i rozjusza, więc mężczyzna wyzywa ją, karze i poniża. Nie brzmi to jak najlepszy sposób na zdobycie niewieściego serca, a jednak przez cały czas widać, że tych dwoje ma się ku sobie. Koniec końców – na szczęście! – Kyla okazuje się jednak nie być aż tak nielogicznie poprowadzoną postacią.

Im bardziej entuzjastyczny tekst z tyłu okładki, tym więcej miejsc, w które można wbić szpilę. Dworskie obyczaje, które miały przyciągać do książki, ograniczają się do walki w turnieju z wstążką niewiasty na mieczu. I do zwyzywania tej samej niewiasty na czym świat stoi – taka widocznie panowała tam etykieta. Intrygi również nie zmuszają do zastanowienia, chociaż zraniona, zazdrosna dziwka była chyba najmocniejszą stroną Zamku Laghortów.

Zjawy i dziwne istotny są natomiast urzekające. Wyobraźcie sobie, że w pokoju obok was pojawia się duch. Strach, próba przepędzenia go, szok – jasne. W końcu okazuje się, że zjawa ma dobre zamiary i chce wam się tylko przyjrzeć. Kamień z serca. Ale czy to pozwala zupełnie zapomnieć o tym paranormalnym zjawisku? Czy fakt, że duch okazał się dobrym facetem, a nie rozjuszonym mordercą, to powód, żeby całkowicie go zignorować, wyprzeć z pamięci? Dla Kyli i reszty najwyraźniej tak.

Szału nie ma. Często nie ma też logiki. Jest za to powielanie schematów, jest banał. To książka, która może przypaść do gustu dziewczynie z podstawówki albo gimnazjum. I to tylko pod warunkiem, że nie zdążyła jeszcze przeczytać w życiu zbyt wiele.

Tytuł: Zamek Laghortów
Autor: E. M. Thorhall
Wydawnictwo: Sumptibus
Data wydania: 2014
ISBN: 9788364756108
Liczba stron: 174