niedziela, 20 marca 2016

Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca

Panie i Panowie, stało się. Terry Pratchett mnie nie urzekł. Jestem naprawdę zdziwiony.
To nie tak, że jestem ortodoksyjnym fanem Świata Dysku i nie dopuszczam do siebie myśli, że jakakolwiek inna powieść jego autora może być równie dobra. Nie. Miałem obawy kilka lat temu, kiedy sięgałem po Nację, bo to przecież zupełnie inny klimat, bo to nie Dysk, ale już kilkanaście pierwszych stron rozwiało moje obawy. Dlatego po Ciemną stronę Słońca sięgałem bez obaw. Przecież to Pratchett, musi być dobrze.
Otóż nie.




Dom Sabalos staje się posiadaczem ogromnej fortuny. Dostaje majątek i pozycję, które właściwie czynią go władcą całej planety. Nie jest mu jednak dane zbyt długo tym się cieszyć – w trakcie ceremonii przekazania mu tego wszystkiego, ktoś próbuje go zabić. Dzięki oddanemu i skrupulatnemu szefowi ochrony, Dom wychodzi z tego w jednym nomen omen kawału. Po dojściu do siebie wyrusza w podróż z własnej planety, aby dociec, kto i dlaczego próbował go zabić, co ma z tym wspólnego rachunek prawdopodobieństwa i czy legendarna rasa jokerów istnieje naprawdę.

Ciemna strona Słońca to science fiction. Takie, w którym lata się pomiędzy planetami, spotyka obce rasy i rozmawia z nimi o ważnych kwestiach. Takie, w którym każde kolejne odwiedzone miejsce ma być czegoś symbolem, czegoś nauczyć, coś przekazać. Tyle tylko, że Pratchettowi – moim zdaniem – to nie wyszło.

Przesłania z tej książki wyłaniają się dwa, a przynajmniej ja dwa nadrzędne znalazłem. Po pierwsze, że lepiej żyć, kiedy bogowie są tylko ideą, bo jakikolwiek dowód – w jedną lub drugą stronę – narobiłby niesamowitych kłopotów. Po drugie, nie istnieje obiektywizm.

Fajnie. Z książki wynikają dwie ważne rzeczy! W takim razie dlaczego narzekać? Ano dlatego, że uważam, że wszyscy zyskalibyśmy, gdyby zamiast niespełna dwustu stron Pratchett zdecydował się na dwa osobne opowiadania, znacznie krótsze, w których o tym mówi. Byłoby to korzystne, ponieważ wszystkie pozostałe przygody Doma są po prostu nudne. I nie pomaga nawet typowy dla Pratchetta humor... ponieważ w Ciemnej stronie Słońca go zwyczajnie nie ma.

Łudzę się jeszcze, że to wszystko wina polskiego wydania. Że ta książka jest dobra i nie odstaje od reszty, ale brak Piotra Cholewy w roli tłumacza i inni korektorzy sprawiły, że nie sposób się nią cieszyć. Bo niektóre zdania naprawdę kulały, a i literówek nie zabrakło.

Tytuł: Ciemna strona Słońca
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2010
ISBN: 9788375106084

Liczba stron: 188