Panie
i Panowie, stało się. Terry Pratchett mnie nie urzekł. Jestem
naprawdę zdziwiony.
To nie
tak, że jestem ortodoksyjnym fanem Świata Dysku
i nie dopuszczam do siebie myśli, że jakakolwiek inna powieść
jego autora może być równie dobra. Nie. Miałem obawy kilka lat
temu, kiedy sięgałem po Nację,
bo to przecież zupełnie inny klimat, bo to nie Dysk,
ale już kilkanaście pierwszych stron rozwiało moje obawy. Dlatego
po Ciemną stronę Słońca sięgałem
bez obaw. Przecież to Pratchett, musi być dobrze.
Otóż nie.
Dom Sabalos staje się posiadaczem ogromnej fortuny. Dostaje majątek
i pozycję, które właściwie czynią go władcą całej planety.
Nie jest mu jednak dane zbyt długo tym się cieszyć – w trakcie
ceremonii przekazania mu tego wszystkiego, ktoś próbuje go zabić.
Dzięki oddanemu i skrupulatnemu szefowi ochrony, Dom wychodzi z tego
w jednym nomen omen kawału. Po dojściu do siebie wyrusza w podróż
z własnej planety, aby dociec, kto i dlaczego próbował go zabić,
co ma z tym wspólnego rachunek prawdopodobieństwa i czy legendarna
rasa jokerów istnieje naprawdę.
Ciemna
strona Słońca to science
fiction. Takie, w którym lata się pomiędzy planetami, spotyka obce
rasy i rozmawia z nimi o ważnych kwestiach. Takie, w którym każde
kolejne odwiedzone miejsce ma być czegoś symbolem, czegoś nauczyć,
coś przekazać. Tyle tylko, że Pratchettowi – moim zdaniem – to
nie wyszło.
Przesłania z tej książki wyłaniają się dwa, a przynajmniej ja
dwa nadrzędne znalazłem. Po pierwsze, że lepiej żyć, kiedy
bogowie są tylko ideą, bo jakikolwiek dowód – w jedną lub drugą
stronę – narobiłby niesamowitych kłopotów. Po drugie, nie
istnieje obiektywizm.
Fajnie.
Z książki wynikają dwie ważne rzeczy! W takim razie dlaczego
narzekać? Ano dlatego, że uważam, że wszyscy zyskalibyśmy, gdyby
zamiast niespełna dwustu stron Pratchett zdecydował się na dwa
osobne opowiadania, znacznie krótsze, w których o tym mówi. Byłoby
to korzystne, ponieważ wszystkie pozostałe przygody Doma są po
prostu nudne. I nie pomaga nawet typowy dla Pratchetta humor...
ponieważ w Ciemnej stronie Słońca
go zwyczajnie nie ma.
Łudzę się jeszcze, że to wszystko wina polskiego wydania. Że ta
książka jest dobra i nie odstaje od reszty, ale brak Piotra Cholewy
w roli tłumacza i inni korektorzy sprawiły, że nie sposób się
nią cieszyć. Bo niektóre zdania naprawdę kulały, a i literówek
nie zabrakło.
Tytuł:
Ciemna
strona Słońca
Autor:
Terry
Pratchett
Wydawnictwo:
Rebis
Data
wydania: 2010
ISBN:
9788375106084
Liczba
stron: 188