#1 Co jest grane? Oxon - Supermoce
Dłuższy
czas nosiłem się z zamiarem rozpoczęcia cyklu okołomuzycznego.
Wysyp dobrych płyt rapowych na
początku roku miał być motorem napędowym. Chciałem wspomnieć o
Ludziach sztosach,
chciałem o Ezoteryce,
w końcu postanowiłem, że już na pewno nie pominę Wyszli
coś zjeść. No i... Wyszli
wyszli, a mi nie wyszło.
Co
jest grane? zaczynam więc z
niemal półroczną obsuwą. Obsuwą, czyli czymś, co – obok mega
techniki, dykcji i zajawki – stanowi dużą składową autora
płyty, o której chciałbym dziś napisać. Oxon i jego Supermoce
(których premiera, o dziwo!, na Youtube miała miejsce godzinę
wcześniej, niż zaplanowano).
Niesamowicie
bawi mnie tendencja raperów do akcentowania, ileż to już czasu nie
są oni obecnie na scenie. Idea kredytu, który trzeba spłacić
jeszcze przed legalnym debiutem jest spoko, pozwala oddzielić ziarna
od plew, ale ma też swoją ciemną stronę. Zmusza słuchacza do
notorycznego dowiadywania się, co też kolejny raper zdołał
zrymować do gram w to już dziesięć lat.
Więc dawaj propsy, brat? Przeszedłem drogi szmat? Dajcie z tym
spokój, staph!
Nie
mam zielonego pojęcia, jak długo rymuje Oxon. Pierwsza płyta, na
którą zwróciłem uwagę – Z tym będzie ci jeszcze
łatwiej – ukazała się w
2011 roku. Obstawiam, że pierwsze zwrotki powstawały już kilka lat
wcześniej. Jednak bez względu na to, czy raper zdążył już zjeść
na muzyce zęby, ze skillem, jaki pokazuje na Supermocach
Oxon, może śmiało myśleć o
legalnym debiucie.
Tytuł
płyty sugeruje liczne odniesienia do komiksów. I rzeczywiście, nie
zabrakło ich. Nie są to jednak rozkminy na poziomie Avengers
Queby i Eripe, nie trzeba być wielkim fanem Marvela albo śledzić
tekstu z RapGeniusem, żeby zrozumieć płynący z utworów przekaz.
To raczej luźne nawiązania, Oxon nawija o codzienności, puszczając czasem
oczko do innych geeków.
I
robi to z jajem i
pomysłem. Który kostium to
kawałek o bajzlu w domu, Venom
opowiada o trudnych do zwalczenia nałogach, a Zakładam
maskę to diss na korporacje, o
których Gombrowicz powiedziałby, że przyprawiają pracownikom
gęby.
Komiksowego
klimatu dodają także narratorskie wstawki umieszczone pomiędzy
utworami. Chociaż część utworów miałem osłuchaną jeszcze
przed premierą, chętnie zapoznałem się z płytą od początku do
końca, żeby poznać całą historię bohatera-Oxona. Jednak chociaż
Mateusz Klamt ma genialny, klimatyczny głos, trochę szkoda, że
jego wstawki nie stanowią osobnych skitów – nie jestem pewien,
czy przy którymś odsłuchu z kolei będą równie interesujące, co
na początku. Nie mniej jednak – pomysł z lektorem pierwsza klasa,
a przełamanie czwartej ściany przed ostatnim numerem wywołuje
uśmiech.
W
końcu grafiki. Tomasz Szyrwiel z tesz.pl jest autorem ilustracji do
wszystkich utworów z płyty, stworzył także okładkę. To właśnie
jego prace przewijają się przez ten wpis. Więcej słów jest
zbędne – bronią się same.
A
sam rap? Oxon jest artystą kompletnym. Zaczyna się już na kartce,
kiedy faszeruje teksty wielokrotnymi rymami, a kończy w studio, w
którym artysta nie tylko szpanuje wciąż szlifowaną dykcją (przyspieszenia w Stu nabojach), ale
także trochę pośpiewa (genialny refren w Zakładam maskę), trochę
powarczy, okraszając każdy numer wieloma smaczkami.
Chociaż robiłem sobie podśmiechujki z obsuwy, ta płyta pozwala myśleć, że Oxon zamierza w końcu wejść w rap na całego. W refrenie Genki Damy podśpiewuje przecież, że tu nie skończy się na wielkich planach, a w tytułowym numerze stwierdza, że nadszedł najwyższy czas, żeby zgarnąć, co mu się należy. No cóż, pozostaje z aprobatą pokiwać głową.
Chociaż robiłem sobie podśmiechujki z obsuwy, ta płyta pozwala myśleć, że Oxon zamierza w końcu wejść w rap na całego. W refrenie Genki Damy podśpiewuje przecież, że tu nie skończy się na wielkich planach, a w tytułowym numerze stwierdza, że nadszedł najwyższy czas, żeby zgarnąć, co mu się należy. No cóż, pozostaje z aprobatą pokiwać głową.
Oxon
na zwrotce, Oxon na refrenie – to jednak mogłoby się trochę
przejeść. Dlatego dobrze, że na płycie pojawiają się goście.
Chemia pomiędzy Oxonem i Revo w Mary Jane
jest wręcz namacalna, wydaje mi się, że ten numer będzie
absolutnym mistrzostwem na koncertach. Wspólna płyta tych dwóch
raperów będzie zamknięciem rapgry... ale to pewnie dopiero w 2020
roku. Bardzo sympatycznie wypada także Ad.M.a, której szybszy wokal
z lekkim rockowym pazurem dobrze koresponduje z kacowym flow Oxona w poświęconym relacjom damsko-męskim Trującym bluszczu.
Trochę szkoda, że jej wkład w tę płytę ograniczył się do
refrenu. Dużym rozczarowaniem jest natomiast Liga
sprawiedliwości, na której
oprócz Revo, pojawili się członkowie Patokalipsy i Kojot z
Hipocentrum. Lubię bragga, ale nie wtedy, kiedy jest dissem rzucanym
w powietrze – a właśnie takie skojarzenia budzą zwrotki
chłopaków z Pato. Kojot jednak pierwsza klasa i aż szkoda, że
zabrakło dwójki pozostałych członków Hipocentrum.
Muzycznie
wszystko gitara. Znaczy – gra i buczy. Znaczy, kurde, sztos jest.
Ale gitara też jak najbardziej – riffy Matta Wyrzykowskiego robią
niesamowite rzeczy z moim karkiem. Czas wprowadzić pogo na koncerty
rapowe.
Tutaj
łapcie odsłuch całego albumu, tutaj możecie go zamówić (a
warto, chociażby po to, żeby mieć na półce rysunki wspomnianego
już TeSza, który Tu był).