Recenzja #26 (PÓŁMETEK WYZWANIA!) Książka, która
została zekranizowana
Jo Nesbø kojarzy się przede wszystkim z serią o policjancie Harrym
Hole. Zagubionym w życiu pijaczynie i genialnym śledczym
jednocześnie. Norweski autor udowodnił niejednokrotnie, że w
kryminałach czuje się jak ryba w wodzie. Kryminał i sensacja mają
pewne elementy wspólne, jednak wiele też w nich różnic. Dlatego
ze sporym zainteresowaniem sięgnąłem po Łowców głów,
powieść sensacyjną, żeby przekonać się, jak Nesbø poradził
sobie na nieco innym terenie.
Roger Brown jest łowcą głów. Nikt w Norwegii nie zna się na
ludziach tak jak on. Potrafi bezbłędnie odnaleźć człowieka,
który będzie pasował na stanowisko do obsadzenia. Firmy ufają
jego rekomendacją i bez zastrzeżeń zatrudniają wskazanych
kandydatów. Ponieważ Roger ma to, co uważa za najważniejsze –
ma renomę.
Ma też piękną żonę, paskudnie drogą willę i niedochodową
galerię sztuki ukochanej. Brak mu chyba tylko dwóch rzecz –
odpowiedniej ilości pieniędzy, żeby to wszystko utrzymać i
kilkunastu centymetrów wzrostu, które pozwoliłby mu czuć się
pewniej. Na północy, gdzie średnia wzrostu jest wyższa niż w
jakiejkolwiek innej części Europy, bycie niskim może naprawdę
wpędzić w kompleksy. Na to jednak Roger nic nie poradzi. Sposób na
pieniądze wynalazł już jakiś czas temu – kradnie dzieła
sztuki.
Na jednej z organizowanych przez żonę wystaw poznaje Clasa Greve.
Idealnego kandydata na stanowisko szefa dobrze prosperującej firmy,
a także posiadacza zaginionego w czasie wojny dzieła Rubensa.
Mężczyznę, dzięki któremu Roger ma szansę na zapewnienie sobie
stabilizacji finansowej na resztę życia. Trzeba tylko wykraść
obraz i odsprzedać go zainteresowanemu kupcowi. Ale nie będzie to
bułka z masłem...
Nesbø w Łowcach głów
pokazuje, że nie tylko przemyślane intrygi są jego mocną stroną.
Potrafi także skondensować akcję i utrzymywać napięcie przez
wiele stron. Czytelnik śledzi poczynania głównego bohatera,
starając się zrozumieć, co tamten zamierza i wyprzedzić jego
pomysły, ale często jest po prostu wodzony za nos. Nesbø bawi się
z odbiorcą, pisząc w taki sposób, że co jakiś czas może go
zaskoczyć zwrotem akcji, kompletnym zburzeniem jego dotychczasowych
wyobrażeń.
Najbardziej urzekło mnie samo
zakończenie. Kiedy czytam książki, w których pojawiają się
zagadki, knucia i tajemnice, staram się nie podążać bezmyślnie
za fabułą, tylko próbować rozwiązywać je na własną rękę. W
pewnym momencie podczas lektury byłem wręcz rozczarowany. Jak
to? Pokładałem w wymyślonej przez Nesbø takie nadzieje, a on mnie
tak rozczarowuje? Tutaj niedociągnięcie, to też naciągane... i
to. Zażenowanie mieszało mi
się z dumą, że jestem mądrzejszy od autora. A potem, kilkanaście
stron później, otwierałem szeroko usta ze zdumienia, kiedy okazało
się, że wszystko to, na co zwróciłem uwagę, zostało niezwykle
misternie zaplanowane i dopracowane w stu procentach. Dawno nie
czułem się tak zrobiony w konia.
Na plus zasługuje też prowadzenie narracji. Pisanie w pierwszej
osobie niesie ze sobą konieczność zbudowania głębokiej i
wiarygodnej postaci. Mogłoby się wydawać, że przy okazji sensacji
– która przecież karmi się przede wszystkim akcją, a nie
introspekcjami – nie jest to najważniejsze i spokojnie można
postawić na narrację trzecioosobową. Nesbø zdecydował jednak
inaczej, dzięki czemu czytelnik może poznać od podszewki Rogera
Browna – faceta z jednej strony pozbawionego kręgosłupa
moralnego, dbającego tylko o własny tyłek, a z drugiej zaszczutego
przez kompleksy i nieustanną potrzebę udowadniania sobie i innym,
że jest wartościowym i godnym szacunku człowiekiem.
Chyba właśnie ten drugi element najbardziej przyczynił się do
tego, że ekranizacja nie zwaliła mnie z nóg. Wątek sensacyjny –
chociaż nieco niedopracowany, pozbawiony kilku istotnych elementów
– trzymał się kupy i interesował. Film to film, nie jest kropka
w kropkę kalką książki, dlatego pod tym względem nie mam mu nic
do zarzucenia. Filmowcom nie udało się jednak przedstawić dobrze
wnętrza głównego bohatera. Chociaż całą opowieść wspomagały
jego teksty z offu, nie czułem się tak mocno zanurzony w jego
głowie, jak podczas lektury. Ale cóż, inne medium, inne zasady.
Książka, zdaje się, pozwala na więcej.
Przypuszczam, że gdybym wcześniej
nie przeczytał Łowców głów,
śmiało polecałbym film każdemu fanowi sensacji. Przeczytałem –
dlatego najbardziej polecam książkę. Ale, jeśli nie możecie jej
akurat dorwać, albo macie wolne tylko dwie godziny – film też jak
najbardziej jest godzien uwagi.
Tytuł: Łowcy głów
Autor: Jo Nesbø
Data wydania: 2012
Wydawnictwo: Dolnośląskie
ISBN: 9788324593767