Recenzja #27 Książka oryginalnie
napisana w innym języku
Jakiś czas temu Lidl zrobił całkiem przyjemną promocję –
kieszonkowe wydania za niecałego piętnastaka. Jako że książki
lubię mieć, pojechałem i nakupowałem trochę. Akcja dotyczyła
przede wszystkim skandynawskich kryminałów, dlatego teraz przez
jakiś czas to właśnie one będą mnie pochłaniać najbardziej –
albo ja je, to taka transakcja wiązana.
Złożyło
się, że Jansson i Nesbø w Polsce doczekali się wydania w tej
samej serii – Śladami Zbrodni. Dlatego, zupełnie nie patrząc na
nazwisko autorki, sięgnąłem po Ofiary
z Martebo.
Spojrzałem na okładkę, uznałem, że kojarzy mi się z dobrymi
książkami i wziąłem.
Chryste Maryjo, nigdy więcej!
Mona Jacobsson staje się świadkiem morderstwa własnego męża.
Mało tego, wiedzona silnymi uczuciami do oprawcy, postanawia pomóc
mu w zatuszowaniu tej śmierci. Działa jak w amoku, mechanicznie,
sterowana poleceniami mordercy. Potem wkracza policja. I książka
przestaje być w jakikolwiek sposób interesująca.
Co to za kryminał, ja się uprzejmie pytam, w którym główna
bohaterka, Maria Wern, nie daje się prawie w ogóle poznać jako
policjantka? Dowiedziałem się, że ma problemy z mężem, że
wyjechała, żeby się od niego odciąć i że jakiś glina ją
podrywał, ale ona nie chciała. Po lekturze nie jestem natomiast ani
odrobinę bardziej świadom, w jaki sposób Maria Wern prowadzi
dochodzenie, jakimi drogami prowadzi dedukcję i jak wpada na trop.
Widzę ją jako siedzącą i czekającą na telefon, bo może sprawa
się sama jakoś wyjaśni.
Co to za kryminał, ja się uprzejmie pytam, w którym pojawia się
kupa postaci, nie wnoszących do powieści kompletnie nic? To nawet
nie są potencjalni podejrzani. To osoby, które miały niby oddać
głębię pierwszoplanowych bohaterów, ale tak naprawdę są po
prostu miałcy i bez wyrazu.
W końcu, to już nie jest uprzejme
pytane, co to, do cholery, za kryminał, w którym ostatnie strony
kompletnie negują wszystko to, co działo się do tej pory i
mordercą okazuje się ktoś, o kim do tej pory powiedziano tylko
parę słów? Serio? Tak o? Miałem wrażenie, że autorka pisząc,
myślała: tu se walnę
wątek, ale ślepa uliczka, tutaj sobie skieruję podejrzenia, niech
się cieszą, ale nie mam pomysłu, więc wyjdzie, że to miłość.
O, a mordercą będzie ten, ale muszę jeszcze wymyślić dlaczego.
Hm... no to napiszę jeszcze pięć stron na koniec. I
jeszcze, kurde, ostatnia scena. Potencjalnie ostatnie morderstwo. W
filmach to zawsze jakoś wygląda. Gra muzyka, widzimy skradającego
się zabójcę i biegnących policjantów. Chociaż od początku
wiadomo, że się dobrze skończy, to i tak da się odczuć jakieś
napięcie? A tutaj...?
Szkoda gadać. Szkoda też, żebyście sami zmuszali się do
sprawdzenia. Kompletna klapa i strata czasu.
Tytuł: Ofiary z Martebo
Autor: Anna Jansson
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2014
ISBN: 9788324594047
Liczba stron: 312