Recenzja
#28 Książka, która zebrała złe opinie
Im
większe oczekiwania, tym smutniejsze rozczarowanie – taka przykra
prawda na start. O
Buszującym w
zbożu
słyszałem dużo i całkiem często. Książka urosła do rangi
kultowej, w poprzednim stuleciu wzbudziła naprawdę duże
zainteresowanie. I wywołała lawinę oburzonych głosów.
Jak to tak
– krzyczano – pisać
o seksualności nastolatków? Wkładać im w usta przekleństwa?! Nad
Salingerem zawisły czarne chmury.
Ale
tak to bywa, że to, co zaraz po powstaniu zostało okrzyknięte
oburzającym, szybko zmienia się w symbol postępu i szerszych horyzontów. Dlatego złe opinie zaczęły przeradzać się w dobre,
a Buszujący w
zbożu
stał się lekturą szkolną w wielu anglojęzycznych krajach.
Doczekał się też licznych tłumaczeń. Pomyślałem więc, że
sprawdzę, jak dziś czyta się książkę, na którą najpierw
wylewano wiadra z pomyjami, żeby po pewnym czasie się nią
zachwycać. No to sprawdziłem...
Okładka ciekawa równie mocno jak sama książka. |
… i
czyta się ją źle. Holden Caulfield jest nastolatkiem, którego
właśnie wywalono z kolejnej szkoły. Ponieważ niedługo ma nadejść
przerwa świąteczna i chłopak powinien zjawić się w domu dopiero
za kilka dni, ma trochę czasu na włóczenie się po Nowym Jorku i
trwonienie pieniędzy. Boi się pokazać rodzicom wcześniej,
ponieważ jest mu głupio i lęka się ich złości. Dlatego zaczyna
się szwędać.
A
my szwędamy się razem z nim. I nic z tego tak naprawdę nie wynika.
Chłopak opowiada o ludziach, których zna lub znał, rozwodzi się
nad kondycją współczesnego świata, ocenia kino, teatr i książki,
rozważa relacje damsko-męskie... i jest w tym wszystkim tak
irytujący, że chce się cisnąć książkę w kąt i do niej nie
wracać. Bo jaka przyjemność wypływa z obcowania ze szczylem,
który uważa się za dorosłego, pije i pali, kiedy tylko może, a
przy okazji krytykuje cały świat, jednocześnie nic sobą nie
reprezentując? Holden jest marudą. Wszędzie mu źle, cały czas
coś go dołuje i nie potrafi znaleźć sobie miejsca ani pasji.
Przez
tę lekturę zacząłem narzekać podobnie jak on. Serio. Ton, w
jakim piszę o Buszującym
w zbożu
jest tonem, w jakim Holden wypowiada się o wszystkim, co akurat mu
przyjdzie do głowy. Źle, do dupy, smutno. Ale zamiast ruszyć tyłek
i zrobić coś, żeby poprawić ten stan rzeczy, woli oddawać się
światu wyobraźni, udawać przed sobą samym, że dostał kulkę w
brzuch i powoli się wykrwawia, albo wciskać kit znajomym, ileż to
panienek już zaliczył.
Objętość
jest równocześnie zaletą i wadą tej książki. Zaletą, ponieważ
chyba tylko dzięki temu, że jest krótka, dotrwałem do samego
końca. Cały czas uparcie wmawiałem sobie, że zakończenie mnie
jakoś zaskoczy, zmieni punkt widzenia, zmusi do przemyśleń. I w
tym momencie tłumaczę, dlaczego uważam liczbę stron również za
wadę – bo dotrwałem i kurde, rozczarowałem się jeszcze
bardziej, chociaż nie przypuszczałem, że będzie to możliwe. Bo
zakończenie wnosi tyle samo, wszystkie poprzedzające je strony –
czyli nic.
Może
kiedyś Buszujący
faktycznie wzbudzał skrajne emocje. Dziś? Przeczytałem, ale co z
tego?
Tytuł: Buszujący w zbożu
Autor: J. D. SAlinger
Wydawnictwo: A. Kuryłowicz
Data wydania: 2007
ISBN: 9788373595552
Liczba stron: 304
Tytuł: Buszujący w zbożu
Autor: J. D. SAlinger
Wydawnictwo: A. Kuryłowicz
Data wydania: 2007
ISBN: 9788373595552
Liczba stron: 304