Recenzja #25 Książka z akcją
osadzoną w miejscu, które zawsze chciałeś odwiedzić.
Ciągnie mnie do Stanów. Jako że jeszcze 9 miesięcy przed moim
urodzeniem rodzice mieszkali w USA, stworzyłem sobie w głowie
prywatny mit, według którego jestem niemal-Amerykaninem. Od dawna
planuję w końcu przeprawić się jakoś przez ocean i chociaż parę
miesięcy pożyć w ojczyźnie kowbojów, parkometrów i ociekających
tłuszczem burgerów.
Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia od kilkunastu lat
mieszkający w Stanach, napisał książkę, która jeszcze bardziej
mnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie umrę szczęśliwy,
jeżeli wcześniej nie zrealizuję tego planu.
Ameryka po kaWałku z całą
pewnością nie stanowi przekrojowego, pełnowymiarowego obrazu
Stanów. Jest jego wesołym wycinkiem, zbiorem tych aspektów życia
w USA, które autor zdążył najbardziej polubić. Na próżno więc
doszukiwać się w niej krytyki wojen i wysyłania demokracji
zapakowanej w amunicję. Nie znajdzie się tu także wielu słów o
wysokim poziomie przestępczości. Ameryka po kaWałku
maluje się jako utopia, piękny kraj dla pięknych i uśmiechniętych
ludzi.
To pozycja idealna dla kogoś jak ja. Dla osoby zanurzonej w
wyimaginowanym świecie, postrzegającej wiele rzeczy w sposób taki,
w jaki chciałoby się, żeby wyglądały, a nie takimi, jakie są
naprawdę. Dla kogoś, kto widząc sznur samochodów stojących w
korku nie współczuje tym ludziom marnotrawienia czasu, tylko
uśmiecha się na myśl o leniwym przysypianiu na fotelu pasażera.
Wałkuski podzielił książkę na kilka części – kawałków.
Znalazł miejsce dla wygody po amerykańsku, czyli opisania tych
rzeczy, które ułatwiają życie mieszkańcom Stanów. Zaliczają
się do nich chociażby parkometry, pralnie na monety czy
automatyczne skrzynie biegów. Drugi kawałek przybliża czytelnikowi
wytwory amerykańskiej kultury, mentalności i historii. Mowa tu o
Dniu Niepodległości, Helloween albo Tobym Keithcie i muzyce
country. Dalsze części poświęcone są relacjom w społeczeństwie,
rzeczom, które istnieją po to, żeby sprawiać frajdę i w końcu
temu, co nie pasowało do poprzednich kategorii – mani na XXL,
podejściu do śmierci czy napadom na banki – a raczej najgłupszym
bandytom próbującym tego dokonać.
Książkę czyta się naprawdę
przyjemnie. Anegdotki i historie, których autor doświadczył odkąd
w 2002 roku wyjechał do Ameryki, przeplatają się z faktami
historycznymi i danymi statystycznymi w - moim zdaniem – dobrze
dobranych proporcjach. Ameryka po kaWałku
nie jest autobiografią Marka Wałkuskiego, chociaż nie brak w niej
wydarzeń z jego życia, jego spostrzeżeń i opinii. Nie jest także
podręcznikiem do historii Ameryki, chociaż każda strona zdaje się
krzyczeć autor zrobił porządny research, szanuj to!.
W końcu nie jest również jakimś ekonomicznym bilansem, choć
konkretne liczby (dochody, miejsca parkingowe, koszty konkretnych
przyjemności i usług) pojawiają się często. To coś znajdującego
się dokładnie pośrodku. Da się odczuć, że autor od lat zarabia
na życie opowiadaniem historii – ta historia opowiedziana jest
bardzo dobrze. Bez przechyłów w żadnym kierunku.
Myślę, że to lektura, po którą warto sięgnąć chociażby po
to, aby zobaczyć, że szczęśliwe życie jest w dużej mierze
zależne od nastawienia. Duże zarobki, dbający o ciebie rząd i
korzystne prawa konsumenta mogą dać tyle samo radości, co
zburzenie oddzielającego cię od ludzi płotu przed domem albo
pozwolenie sobie na całkowite oddanie się świętowaniu finału
NFL. Pod warunkiem tylko, że znajdziesz sport, w którym twoja
drużyna jest dobra.
Tytuł: Ameryka po kaWałku
Autor: Marek Wałkuski
Data wydania: 2014
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324031849
Liczba stron: 256