Nieco
się zagalopowałem z odhaczeniem książki, która powstała na
podstawie telewizyjnego show, bądź też owe powstało bazując na
niej. Połasiłem się na Lema i jakąś niekoniecznie znaną
niemiecką adaptację. Tymczasem okazuje się, że niedługo potem w
ręce wpadła mi książka, która pasowałaby tam zdecydowanie
lepiej. Jak się człowiek spieszy, to w challenge'u grzeszy. Trudno.
I tak napiszę parę słów.
Jeżeli
wszystko dobrze zrozumiałem, z Dochodzeniem to
dłuższa historia. Najpierw był duński serial. Na jego podstawie
powstał serial produkcji amerykańskiej – ten widziałem i mogę
zapewnić, że warto się nim zainteresować. Amerykański serial dał
początek serii książek opartych na tej wersji. Kiedy książki
bazujące na sezonach serialu były już gotowe, kolejna osoba –
Karen Dionne – zdecydowała się stworzyć swój dodatek do
całości. I tak oto od serialu duńskiej produkcji doszliśmy do
książkowego prequelu usytuowanego w Seattle. Właśnie zakończyliśmy
nasze prywatne dochodzenie. Przejdźmy więc do tego autorstwa Karen
Dionne. Dochodzenie. Na styku.
Seattle.
Osiedle przyczep kempingowych udających domy. W jednej z nich
producent metamfetaminy, Neil Campbell, pracuje nad kolejną partią
narkotyku. Kiedy wszystko wybucha i przyczepa staje w płomieniach,
mężczyzna doznaje dotkliwych poparzeń. W tym samym czasie policja
odnajduje w pobliżu dwa ciała z przestrzelonymi głowami. Ofiarami
są bracia. Sprawa zostaje przydzielona detektyw Linden z wydziału
zabójstw. Przypadkowo wplątany zostaje w nią także Holder,
tajniak próbujący zinfiltrować narkotykowe środowisko.
Z
okładki dowiedziałem się, że książka jest thrillerem.
Dreszczowcem. Bez przesady – to zwykły kryminał, podczas lektury
którego ciary nie chodzą po plecach, nie obgryza się też paznokci
ze zdenerwowania. Intryga nie jest najwyższych lotów, ale wszystko
rozwija się w bardzo dobrym tempie. Nie za szybko, żeby mieć
wszystko podane jak na dłoni, ale także nie nazbyt powoli – jakby
autorka była świadoma, że czytelnik nie będzie czuł potrzeby
główkowania przez wiele stron. Dzięki temu Dochodzenie.
Na styku nie nudzi i staje się
przyjemną lekturą na dwa wieczory. Nie pozostawi jednak w
czytelniku większych emocji. Ot, przeciętny kryminał, który co
prawda nie wymaga znajomości serialu do zrozumienia, ale wszyscy
fani The Killing na
pewno spojrzą na książkę przychylniej.
Oglądając
serial, byłem totalnie zauroczony postacią Holdera. I niesamowicie
zażenowany poczynaniami Linden. Nie przekładało się to jednak na
przyjemność z oglądania – wykreować postać, która będzie
wkurzać na każdym kroku to też wyższa szkoła jazdy! Podczas
lektury towarzyszyły mi podobne odczucia; fragmenty poświęcone
Holderowi czytałem z o wiele większą radością niż te o Linden.
Sarah szwędała się tylko od podejrzanego do podejrzanego i
zadawała kolejne pytania, Stephen angażował w pracę tajniaka
całego siebie – inaczej się nie dało – razem ze swoimi
przemyśleniami i filozofią życiową.
Na
plus zasługuje zgrabne manewrowanie postaciami tych dwojga w taki
sposób, żeby ani razu nie zamienili ze sobą choćby dwóch słów.
Niby odwiedzają te same miejsca, niby – pośrednio – pracują
nad tą samą sprawą, obracają się wśród tych samych ludzi, ale
nigdy na siebie nie wpadają. I dobrze, przecież muszą się poznać
dopiero w pierwszym sezonie serialu!
Tytuł: Dochodzenie. Na styku
Autor: Karen Dionne
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2015
ISBN: 9788364700651
Liczba stron: 304