Po raz
pierwszy cieszę się, że polskie wydanie Cyklu demonicznego
rozbija każdy kolejny tom na
dwie części. Dzięki temu przekonałem się, że jest możliwym
wydać bardzo dobrą książkę, w której główni bohaterowie tak
naprawdę pojawiają się dopiero na kilku ostatnich stronach.
Bo
w drugiej części Tronu z czaszek Arlena
i Jardira, czyli dwójki ludzi uznawanych za Wybawicieli, mężczyzn,
wokół których powstały dwa stronnictwa i w których niemal
wszyscy dopatrują się obietnicy na ostateczne pokonanie demonów,
tak naprawdę nie ma. Dosyć można było dowiedzieć się o ich
losach w pierwszej części. Teraz czas, żeby na pierwszy plan
wyszli bohaterowie tworzący do tej pory tło.
No
dobra, może trochę przesadzam. Przecież już wcześniej pojawiało
się całkiem sporo rozdziałów, w których można było śledzić
akcję z perspektywy innych postaci. Jednak w drugiej części Tronu
z czaszek istnieje właściwie
tylko to. I świetnie! Bardzo podoba mi się sposób, w jaki Brett
opowiada swoją historię. Śledzenie akcji zza pleców wielu różnych
ludzi pozwala lepiej rozeznać się w sytuacji geopolitycznej. A
zaczyna dziać się tyle, że bez relacji z pierwszej ręki można by
się pogubić.
Krasja
zaczyna podboje na szeroką skalę. Tysiące Sharum
wysłanych do Zielonych Krain maszerują, siejąc strach. Jednak na
ich czele stoi nieokrzesany i arogancki Jayan, syn Wybawiciela,
którego pycha może zaprzepaścić całą misję. W tym samym czasie
jego brat, Asome, zdaje sobie sprawę, że gra o tron... z czaszek
wychodzi na ostatnią prostą. W samych Zielonych Krainach również
nie jest kolorowo. Ludzie nie potrafią zjednoczyć się w obliczu
wspólnego wroga, a polityka i potrzeba władzy wciąż grają
pierwsze skrzypce. A sprawy zaczynają przyjmować naprawdę zły
obrót...
Tron
z czaszek, część druga, to
książka, w której trup ściele się naprawdę gęsto. Trudno się
dziwić. Na – lekko licząc – ponad trzech tysiącach stron Brett
zdołał zbudować tak wiele konfliktów, gierek i rywalizacji, że
musiało dojść w końcu do rozlewu krwi. I to w iście Martinowym
stylu, bo ofiarami nie są wyłącznie postaci trzecioplanowe i
przypadkowi wojownicy.
Nie
sposób jednak pisać o tej pozycji w izolacji od całego Cyklu
demonicznego. Po
lekturze najnowszego tomu, chyba właśnie za sprawą tak dużej
rotacji punktów widzenia, bardzo mocno dotarł do mnie wydźwięk
całości. Gdybym miał polecić tę serię komuś, kogo nie przekona
no, wiesz, są miecze, włócznie, demony, magia i seks,
powiedziałbym, że to książki, które każą patrzeć na każdy
problem z szerszej perspektywy. Bo tak naprawdę nie sposób ocenić,
po czyjej stronie leży racja, kto jest bardziej prawy i komu warto
kibicować. Każde stronnictwo, a nawet każdy bohater, ma jakieś
swoje motywacje, idee, w które wierzy i które sprawiają, że
postępuje właśnie w taki, a nie inny sposób.
Ale
żeby trochę się przyczepić – humor w tych książkach jest tak
potwornie żenujący, że chyba nawet kabarety na dwójce potrafią
bardziej rozbawić. Uszczypliwości bohaterów to poziom żartów o
twojej starej i riposty są rzędu chyba ty,
głupku. No i tęskno
mi do tłumaczeń Marcina Mortki, bo odkąd przekładem zajmuje się
ktoś inny, dużo częściej można natknąć się na niefortunne
konstrukcje i błędy.
Ale
ilustracje są - jak zawsze - taaaaaakim sztosem!
Tytuł:
Tron
z czaszek [cz. 2]
Autor:
Peter
V. Brett
Wydawnictwo:
Fabryka
słów
Data
wydania: 2015
ISBN:
9788379640690
Liczba
stron: 546