Recenzja #45 Zakazana książka
Chyba
nie lubię czytać klasyki. To znaczy – może nie tyle czytać, co
później o niej mówić. Nie lubię mówić o książkach, które
wszyscy znają, które zostały przeanalizowane na tysiąc różnych
sposobów i które zachwycają wszystkich. Albo przynajmniej wszyscy
czują olbrzymią potrzebę mówienia o tym, że ich zachwyciły –
bo to przecież klasyka. Nie jest trochę tak, że to się samo
napędza? Czytam gówno, ale krytycy się nad tym spuszczają, to
przecież nie powiem, że mnie nie urzekło, bo wyjdę na durnia. I
wszyscy moi znajomi też są urzeczeni!
No
cóż. Nie mam pojęcia, jakie macie zdanie na temat Alicji w
Krainie Czarów, może naprawdę
Was, hehe, oczarowała i to wasza niezależna opinia. Nie mam
pojęcia, ale ja czuję się lekko rozczarowany.
Fabułę książki znają chyba wszyscy. Alicja siedzi na łące z
siostrą, nagle dostrzega królika. Podąża za nim do króliczej
nory, przez którą przedostaje się w bardzo dziwne miejsce – tam,
gdzie zwierzęta mówią ludzkim głosem, dziewczynka może rosnąć
i maleć do nieprawdopodobnych rozmiarów, a wszystkim trzęsie
Królowa Kier, marząca o powszechnej dekapitacji. Alicji
przytrafiają się naprawdę dziwne przygody, które ostatecznie
okazują się jedynie snem. Ups, spoiler, sorry. Ale chyba o tym
wiedzieliście, prawda?
We
wstępie do książki przeczytałem, że Alicja w Krainie
Czarów jest wyjątkowa,
ponieważ jest powieścią kompletną na dwóch płaszczyznach.
Idealnie trafia do dzieci, jako prosta i przyjemna opowiastka, a
jednocześnie przekona do siebie także ludzi dorosłych, ponieważ
drzemie w niej głębia – jak chociażby analiza snów.
W takim razie obawiam się, że jestem zawieszony gdzieś dokładnie
pomiędzy dzieciństwem i dorosłością. Nie zachwyciłem się
historią dziewczynki, która wpadła do króliczej nory i nie
chłonąłęm jej z otwartymi ustami, jak pewnie robiłby to ktoś
dużo młodszy. Wiek to jedno, a ogólna znajomość całej fabuły –
drugie. Liczyłem jednak, że wciągnie mnie to drugie, przeznaczone
dla dorosłych dno. No i... jakoś nie do końca. Bo Alicji się
przysnęło, okej. I bodźce zzewnątrz wpływały na to wszystko, co
projektował jej mózg, okej. I w śnie działy się niestworzone
rzeczy, panował w nim chaos, a cała logika była jedynie bardzo
pozorna – to znaczy historia wydawała się spójna i konkretna na
pierwszy rzut oka, ale gdyby się lepiej zastanowić, to nic się tam
kupy nie trzymało.
I to jest ta super analiza snów? Wiem, że książka ma już swoje
lata i trzeba na nią patrzeć przez ten pryzmat, ale kaman, przecież
takie informacje dotyczące marzeń sennych jest w stanie wyciągnąć
z własnego doświadczenia każdy przeciętnie rozgarnięty
trzynastolatek. Przypuszczam, że nawet taki, który nie do końca
wie, jak wygląda flaga Unii Europejskiej (niezorientowanych odsyłam
do materiału Filipa Chajzera, chociaż ostrzegam, że robicie to na
własną odpowiedzialność).
Carroll
napisał fajną książkę dla dzieci i pięknie wbił się w kanon
literatury, ale obawiam się, że nic poza tym. Chociaż mogę się
mylić – bardzo chętnie dowiem się, co Wy widzicie w Alicji?
Z jakiegoś powodu stała się w końcu tak popularna i coś
sprawiło, że tylu artystów tak chętnie się do niej odwołuje.
Szacun za humor. Ostatnio psioczyłem na żałosne żarciki Bretta.
Teraz może nie śmiałem się w głos, ale doceniam starania
tłumacza, żeby oddać wszystkie niuanse gier słownych. A było ich
naprawdę sporo. I bardzo podobały mi się narkotyczne odwołania –
zauważyliście, że po grzybach Alicji totalnie zmieniła się
perspektywa z jakiej postrzegała świat?
Książka znalazła się w tej kategorii, ponieważ w 1931 roku
zakazano jej w chińskiej prowincji Hunan. Wikipedia podaje, że
wynikło to z przekonania, że zwierzęta nie mogą mówić ludzkim
głosem i nie powinny być stawiane na tym samym poziomie co ludzie.
Nie ma co się oszukiwać, Chińczycy wysunęli potężne argumenty.
Nawet nie próbuję polemizować!