Na
ogół nie bawię się w postanowienia noworoczne. Znam swój
słomiany zapał i z góry zakładam, że w każdym takim
postanowieniu byłbym w stanie wytrwać maksymalnie do lutego.
Dlatego byłem mocno w szoku, kiedy na kilka dni przed Sylwestrem
stwierdziłem, że chcę coś ambitnego wprowadzić w życie anno
Domini 2015.
Jeszcze
bardziej się zdziwiłem, kiedy okazało się, że to całkiem spora
lista rzeczy.
Jedną
z nich było – chciałbym w końcu założyć bloga, na którym
mógłbym regularnie pisać. Witryna z opowiadaniami jest w porządku, ale nie jestem w stanie wypluwać z siebie
kilku tekstów miesięcznie. A chciałbym.
Sama
idea chodziła za mną już od dawna. Chciałem pisać, ale nie
wiedziałem o czym. Z pomocą przyszło kolejne noworoczne
postanowienie. Zapragnąłem podjąć się znalezionego gdzieś w
necie wyzwania książkowego.
Chociaż
z matematyki orłem nie jestem, szybko dodałem dwa do dwóch i
wyszło mi, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Założyć
bloga recenzenckiego, na którym dzieliłbym się spostrzeżeniami na
temat przeczytanych książek. Z racji na charakter wyzwania, nie
będą to same nowości i porywające tytuły. Znajdzie się miejsce
na klasykę i kompletne gnioty.
Ale i
o nich trzeba mówić.