niedziela, 7 lutego 2016

Kaczkowski, Żyłka - Życie na pełnej petardzie

Już dobre kilka lat temu wyrosłem z bycia wojującym antyklerem. Pamiętam, że lekcje religii z liceum służyły mi głównie temu, żeby posprzeczać się z katechetką. Nie jestem już pewien, co dokładnie miałem wtedy w głowie, ale zastanawiam się, jak zareagowałby jeszcze niepełnoletni Barni, gdyby podsunąć mu pod nos wywiad-rzekę z księdzem. Łudzę się, że nie było ze mną aż tak źle, jak mi się teraz wydaje i nie rzuciłbym jej w kąt; w imię kronikarskiej poprawności muszę jednak napisać, że nie mam co do tego pewności.

Dlatego cieszę się, że Życie na pełnej petardzie trafiło w moje ręce dopiero teraz. Właściwie sam je sobie trafiłem, dając je rodzicielce w prezencie Gwiazdkowym. No raczej, że musiała mi pożyczyć.



Ksiądz Jan Kaczkowski jest facetem, którego życie doświadcza właściwie na każdym kroku. Od dziecka boryka się ze słabym wzrokiem, a o tężyźnie fizycznej mógł kiedyś coś słyszeć, ale nigdy jej nie doświadczył. Mimo problemów ze zdrowiem, nigdy nie dostawał i sam do dziś nie daje sobie taryfy ulgowej. Młody Jan robił to samo, co wszyscy i starał się, żeby szło mu jak najlepiej. No... nie grywał w piłkę, ale to z tych samych powodów, z których człowiek uważający, że może zrobić wszystko, nie spędza wakacji na Marsie – wyżej tyłka nie podskoczysz. Problemy towarzyszące księdzu Kaczkowskiemu od dziecka nie były jednak najgorszym doświadczeniem. Ono miało dopiero nadejść – i przyszło, stosunkowo niedawno. Glejak czwartego stopnia. Rak mózgu. Półroczny wyrok, z którym Kaczkowski żyje już kilka lat. Żyje na pełnej petardzie.

Pierwotnie myślałem, że będzie to książka o walce i życiu z chorobą. Wtedy nie wiedziałem, że wcześniej pojawiło się Szału nie ma. Jest rak. Nie czytałem, więc mogę tylko strzelać, ale to chyba właśnie ta wcześniejsza książka opowiada o starciu z glejakiem. Życie na pełnej petardzie to wywiad-rzeka poświęcony po prostu Kaczkowskiemu. Ksiądz rozmawia z Piotrem Żyłką o tym, skąd wzięła się w nim – wychowanym w antyklerykalnej rodzinie chłopcu – sympatia do Kościoła, jaki był nastoletni Jan i jak wyglądał czas w seminarium. Rozmawiają także o chwili obecnej – o całkowitemu oddaniu się prowadzeniu hospicjum. Nie mogło zabraknąć też wszystkiego tego, o co należy spytać księdza, żeby uatrakcyjnić rozmowę dla pop-odbiorcy – aborcji, eutanazji, Owsiaka i wewnętrznych problemów kleru.

Trudno powiedzieć, że książka zrobiła na mnie dobre wrażenie – takie wrażenie zrobił na mnie przede wszystkim Kaczkowski. To facet, który mówi przystępnym językiem, prosto i zrozumiale, a jednocześnie potrafi rzucić słowem, którego znaczenia muszę szukać po słownikach. Facet, który nie kryje się cały pod sutanną. Jasne, czasem mówi tak, jak księdzu wypada i w niektórych kwestiach to razi, ale jest zrozumiałe. Bez zażenowania opowiada jednak, jak nie chciał, aby na święcenia dawano mu wieniec – symbol czystości – ponieważ po burzliwym okresie dojrzewania żaden był z niego czystoszek. Pokazuje, w jaki sposób radził sobie z trudnymi uczniami – ogrami – i jak udało mu się nawiązać z nimi dialog. Jest po prostu żywym dowodem na to, że ksiądz też człowiek, o czym czasem bardzo łatwo zapomnieć.

I może to zabrzmi jak nieodpowiedni żart, ale myślę, że ksiądz Jan by się nie obraził: trzymam kciuki, żeby takim właśnie żywym dowodem, z naciskiem na żywym, pozostał jak najdłużej.

Tytuł: Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i miłość
Autorzy: Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka
Wydawnictwo: WAM
Data wydania: 2015
ISBN: 9788327710123
Liczba stron: 248