niedziela, 12 lipca 2015

Marek Wałkuski - Ameryka po kaWałku

Recenzja #25 Książka z akcją osadzoną w miejscu, które zawsze chciałeś odwiedzić.

Ciągnie mnie do Stanów. Jako że jeszcze 9 miesięcy przed moim urodzeniem rodzice mieszkali w USA, stworzyłem sobie w głowie prywatny mit, według którego jestem niemal-Amerykaninem. Od dawna planuję w końcu przeprawić się jakoś przez ocean i chociaż parę miesięcy pożyć w ojczyźnie kowbojów, parkometrów i ociekających tłuszczem burgerów.

Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia od kilkunastu lat mieszkający w Stanach, napisał książkę, która jeszcze bardziej mnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie umrę szczęśliwy, jeżeli wcześniej nie zrealizuję tego planu.



Ameryka po kaWałku z całą pewnością nie stanowi przekrojowego, pełnowymiarowego obrazu Stanów. Jest jego wesołym wycinkiem, zbiorem tych aspektów życia w USA, które autor zdążył najbardziej polubić. Na próżno więc doszukiwać się w niej krytyki wojen i wysyłania demokracji zapakowanej w amunicję. Nie znajdzie się tu także wielu słów o wysokim poziomie przestępczości. Ameryka po kaWałku maluje się jako utopia, piękny kraj dla pięknych i uśmiechniętych ludzi.

To pozycja idealna dla kogoś jak ja. Dla osoby zanurzonej w wyimaginowanym świecie, postrzegającej wiele rzeczy w sposób taki, w jaki chciałoby się, żeby wyglądały, a nie takimi, jakie są naprawdę. Dla kogoś, kto widząc sznur samochodów stojących w korku nie współczuje tym ludziom marnotrawienia czasu, tylko uśmiecha się na myśl o leniwym przysypianiu na fotelu pasażera.

Wałkuski podzielił książkę na kilka części – kawałków. Znalazł miejsce dla wygody po amerykańsku, czyli opisania tych rzeczy, które ułatwiają życie mieszkańcom Stanów. Zaliczają się do nich chociażby parkometry, pralnie na monety czy automatyczne skrzynie biegów. Drugi kawałek przybliża czytelnikowi wytwory amerykańskiej kultury, mentalności i historii. Mowa tu o Dniu Niepodległości, Helloween albo Tobym Keithcie i muzyce country. Dalsze części poświęcone są relacjom w społeczeństwie, rzeczom, które istnieją po to, żeby sprawiać frajdę i w końcu temu, co nie pasowało do poprzednich kategorii – mani na XXL, podejściu do śmierci czy napadom na banki – a raczej najgłupszym bandytom próbującym tego dokonać.

Książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Anegdotki i historie, których autor doświadczył odkąd w 2002 roku wyjechał do Ameryki, przeplatają się z faktami historycznymi i danymi statystycznymi w - moim zdaniem – dobrze dobranych proporcjach. Ameryka po kaWałku nie jest autobiografią Marka Wałkuskiego, chociaż nie brak w niej wydarzeń z jego życia, jego spostrzeżeń i opinii. Nie jest także podręcznikiem do historii Ameryki, chociaż każda strona zdaje się krzyczeć autor zrobił porządny research, szanuj to!. W końcu nie jest również jakimś ekonomicznym bilansem, choć konkretne liczby (dochody, miejsca parkingowe, koszty konkretnych przyjemności i usług) pojawiają się często. To coś znajdującego się dokładnie pośrodku. Da się odczuć, że autor od lat zarabia na życie opowiadaniem historii – ta historia opowiedziana jest bardzo dobrze. Bez przechyłów w żadnym kierunku.

Myślę, że to lektura, po którą warto sięgnąć chociażby po to, aby zobaczyć, że szczęśliwe życie jest w dużej mierze zależne od nastawienia. Duże zarobki, dbający o ciebie rząd i korzystne prawa konsumenta mogą dać tyle samo radości, co zburzenie oddzielającego cię od ludzi płotu przed domem albo pozwolenie sobie na całkowite oddanie się świętowaniu finału NFL. Pod warunkiem tylko, że znajdziesz sport, w którym twoja drużyna jest dobra.


Tytuł: Ameryka po kaWałku
Autor: Marek Wałkuski
Data wydania: 2014
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324031849
Liczba stron: 256