niedziela, 26 lipca 2015

Anna Jansson - Ofiary z Martebo

Recenzja #27 Książka oryginalnie napisana w innym języku

Jakiś czas temu Lidl zrobił całkiem przyjemną promocję – kieszonkowe wydania za niecałego piętnastaka. Jako że książki lubię mieć, pojechałem i nakupowałem trochę. Akcja dotyczyła przede wszystkim skandynawskich kryminałów, dlatego teraz przez jakiś czas to właśnie one będą mnie pochłaniać najbardziej – albo ja je, to taka transakcja wiązana.

Złożyło się, że Jansson i Nesbø w Polsce doczekali się wydania w tej samej serii – Śladami Zbrodni. Dlatego, zupełnie nie patrząc na nazwisko autorki, sięgnąłem po Ofiary z Martebo. Spojrzałem na okładkę, uznałem, że kojarzy mi się z dobrymi książkami i wziąłem.

Chryste Maryjo, nigdy więcej!



Mona Jacobsson staje się świadkiem morderstwa własnego męża. Mało tego, wiedzona silnymi uczuciami do oprawcy, postanawia pomóc mu w zatuszowaniu tej śmierci. Działa jak w amoku, mechanicznie, sterowana poleceniami mordercy. Potem wkracza policja. I książka przestaje być w jakikolwiek sposób interesująca.

Co to za kryminał, ja się uprzejmie pytam, w którym główna bohaterka, Maria Wern, nie daje się prawie w ogóle poznać jako policjantka? Dowiedziałem się, że ma problemy z mężem, że wyjechała, żeby się od niego odciąć i że jakiś glina ją podrywał, ale ona nie chciała. Po lekturze nie jestem natomiast ani odrobinę bardziej świadom, w jaki sposób Maria Wern prowadzi dochodzenie, jakimi drogami prowadzi dedukcję i jak wpada na trop. Widzę ją jako siedzącą i czekającą na telefon, bo może sprawa się sama jakoś wyjaśni.

Co to za kryminał, ja się uprzejmie pytam, w którym pojawia się kupa postaci, nie wnoszących do powieści kompletnie nic? To nawet nie są potencjalni podejrzani. To osoby, które miały niby oddać głębię pierwszoplanowych bohaterów, ale tak naprawdę są po prostu miałcy i bez wyrazu.

W końcu, to już nie jest uprzejme pytane, co to, do cholery, za kryminał, w którym ostatnie strony kompletnie negują wszystko to, co działo się do tej pory i mordercą okazuje się ktoś, o kim do tej pory powiedziano tylko parę słów? Serio? Tak o? Miałem wrażenie, że autorka pisząc, myślała: tu se walnę wątek, ale ślepa uliczka, tutaj sobie skieruję podejrzenia, niech się cieszą, ale nie mam pomysłu, więc wyjdzie, że to miłość. O, a mordercą będzie ten, ale muszę jeszcze wymyślić dlaczego. Hm... no to napiszę jeszcze pięć stron na koniec. I jeszcze, kurde, ostatnia scena. Potencjalnie ostatnie morderstwo. W filmach to zawsze jakoś wygląda. Gra muzyka, widzimy skradającego się zabójcę i biegnących policjantów. Chociaż od początku wiadomo, że się dobrze skończy, to i tak da się odczuć jakieś napięcie? A tutaj...?

Szkoda gadać. Szkoda też, żebyście sami zmuszali się do sprawdzenia. Kompletna klapa i strata czasu.

Tytuł: Ofiary z Martebo
Autor: Anna Jansson
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2014
ISBN: 9788324594047

Liczba stron: 312