niedziela, 4 października 2015

Andrzej Pilipiuk - Rzeźnik drzew

Recenzja #37 Książka, którą zacząłeś i nie dokończyłeś

Niewiele jest takich książek. Naprawdę. Wychodzę z założenia, że historia to historia i kiedy się już jakąś zaczęło poznawać, to wypada ją dokończyć. Albo przynajmniej skończyć pierwszy tom, jakąś wyodrębnioną część. Nie wiem, skąd taka przypadłość – prawdopodobnie wynika z tego, że lektura nie zajmuje mi miesięcy, tylko kilka wieczorów. A tych kilka godzin mogę już jakoś odżałować, nawet na mizerną książkę.

Przez parę lat stała jednak na półce pozycja, która mnie pokonała. Patrzyłem na nią i wiedziałem, że mamy jeszcze niedokończone porachunki, że są między nami sprawy, które trzeba doprowadzić do końca. Ona też zdawała się wbijać we mnie szydercze spojrzenie. Nie dałeś rady, cwaniaczku, mówiła. I kilka razy naprawdę miałem ochotę po nią sięgnąć, żeby w końcu pozbyć się tej mentalnej drzazgi. Teraz cieszę się, że przez lata tego nie zrobiłem – bo położyłbym wyzwanie przez brak możliwości zrealizowania go w pełni.

A co mnie tak zmęczyło?



Pilipiuk. Autor, którego wielu uważa za Pierwszego Grafomana Rzeczpospolitej. Ojciec znanego żula-obieżyświata, Jakuba Wędrowycza. Człowiek tak płodny literacko, że klękajcie narody. W końcu facet, który nieświadomie obrzydził mi archeologię. A przy okazji autor książki Rzeźnik drzew.

Rzeźnik drzew jest zbiorem opowiadań. Dzisiaj, po dobrych paru latach od pierwszego podejścia, nie umiem powiedzieć, co poprzednio mnie tak bardzo zniechęciło. Wydaje mi się, że nie zdecydowałem się na lekturę od początku do końca, po kolei, tylko skakałem sobie po różnych tekstach. Bardzo możliwe, że trafiłem wtedy po prostu na gorsze cząstki, bowiem chociaż na okładce napisano, że to 12 fachowo sprawionych opowiadań, książka nie jest równa. Niektóre opowiadania (Ślad oliwy na piasku, Bunt szewców czy niesamowicie kojarzące mi się z Poem Poddasze) zapadają w pamięć i interesują, ale inne – jak chociażby tytułowy Rzeźnik drzew czy Czytając w ziemi – nudzą i męczą. Zdarzyło się też, mam tu na myśli Teatralną opowieść, że koncept był naprawdę interesujący, ale właściwie wypadłoby to lepiej, gdyby konceptem pozostał, bo w opowiadaniu coś nie pykło.

Co zasługuje na słowa pochwały, to umiejętne klejenie zakończeń. Większość opowiadań ze zbioru ma kompozycję otwartą. I to otwartą bardzo przemyślnie. Kończą się w takim miejscu i w taki sposób, że człowiek żałuje, że to tylko opowiadanie. Przecież tam było jeszcze tyle do dodania! Jak to koniec? Panie Pilipiuku, może powieść o tym, noo? Serio, łapałem się na tym, że nawet przy tych mniej interesujących mnie opowiadaniach, przez kilka ostatnich akapitów łapałem taką zajawkę na więcej, że byłem rozczarowany, że to już wszystko.

Co poza tym? Bywa dowcipnie, bywa zaskakująco. Bywa też mdło. Na szczęście te nudniejsze momenty ratują nieco tajemnicze, nieostre ilustracje, często przypominające stare, bardzo stare fotografie.

Udało mi się przebrnąć, tym razem bez większych kłopotów i bez myśli o kolejnej kapitulacji, ale zachwytów brak. Na większe przemyślenia też mnie nie wzięło. Ot, można sięgnąć, ale nie trzeba.

A może są tu jacyś fani Pilipiuka, którzy myślą zupełnie inaczej?

Tytuł: Rzeźnik drzew
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2009
ISBN: 9788375740790
Liczba stron: 488