Czasem
zdarza się, że internetowi twórcy postanawiają wydać książkę.
Niekryty Krytyk wydaje ostatnio
częściej, niż wrzuca filmy na kanał. Lekko Stronniczy napisali
coś, co było podsumowaniem tysiącodcinkowej działalności.
Kotarski przeniósł Polimaty na papier, obalając najpopularniejsze
mity.
Wszystkie te książki są w porządku, ponieważ autorzy mieli
świadomość, że nie mogą przenieść formatu internetowego na
papier. Książka Włodka i Karola to nie zapis rozmów na tysiąc
tematów, a twórca Polimatów nie napisał podręcznika. Problem
pojawia się, kiedy twórca internetowego contentu dochodzi do
wniosku, że chciałby to wydać w takiej formie, w jakiej wrzuca do
sieci. Kropka w kropkę.
Tak
powstały Facecje. Książka
to swego rodzaju best of
zawartości profilu Facebookowego o takiej samej nazwie. Niemal
pięćdziesiąt tysięcy lajkujących nie może się mylić, prawda?
Skoro strona cieszy się aż takim zainteresowaniem, musi być dobra.
I jest, zdecydowanie jest. Ale tylko tak długo, jak długo
funkcjonuje jako zabawny fanpage.
Po
przeczytaniu pierwszych stron książki byłem urzeczony. Pomyślałem,
że właśnie trzymam w rękach coś, z czego będę się
niesamowicie zaśmiewał. No przyznajcie sami, kiedy na pierwszej
stronie czytacie, że Ludwik XVI uznał, iż książka
głowy nie urywa, ale jest na swój sposób rewolucyjna,
a Marcel Proust uważa, że to strata czasu,
macie prawo sądzić, że będzie śmiesznie. Przecież te dowcipy są
genialne. A jednak coś potem nie gra.
Książka to właściwie przedruk tego, co możemy przeczytać na
ścianie Facecji. Wybrane najlepsze teksty, zebrane w kategorie
tematyczne. Znalazło się miejsce dla związków, dla patriotyzmu i
kwestii ostatecznych. Najsławniejsze osobistości Polski i całego
świata wypowiadają się – w statusach, komentarzach i na czatach
– o tym wszystkim w taki sposób, że trudno się nie uśmiechać.
Pijany Romeo pisze do Julii, żeby wyszła na balkon, a ona wyzywa go
za zawracanie głowy o trzeciej w nocy. Rejtan wkurza się, że ktoś
wrzucił na fejsa fotę z imprezy, na której, napruty jak szpak,
pokazuje klatę. Jest śmiesznie. Tylko, kurna, na jedno kopyto.
Druk
był błędem. Facecje bawią, kiedy natkniesz się na nie podczas
przeglądania Sieci. Dobrze jest je dawkować. Jedna dziennie to
świetny sposób na poprawę humoru. Ale przecież książek się tak
nie czyta. Do książki siada się na dłużej – i o tym chyba
autorzy zapomnieli. Z czasem wszystko przestaje bawić, kiedy jest
podane w nieodpowiednich dawkach. Dlatego pierwsze ćwierć książki
powoduje śmiech, potem jest już tylko uśmieszek, a w końcu raczej
znużenie.
To
dobra lektura na tron. I nie chcę, żeby to brzmiało jak obelga.
Serio tak uważam. Facecje
idealnie nadadzą się jako kilkuminutowa rozrywka. Ale jako książka,
którą chce się przeczytać od deski do deski wypadają mizernie.
Dlatego zostanę fanem fanpage'u, a do papierowego wydania już nie
wrócę. I wam także polecam takie rozwiązanie.
Tytuł: Facecje
Autorzy: Patryk Bryliński,
Maciej Kaczyński
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2015
ISBN: 9788375153743
Liczba stron: 200