sobota, 23 stycznia 2016

Chuck Palahniuk - Przeklęci

Przy okazji recenzji Kołysanki wspomniałem, że zamierzam odnownić znajomość z Palahniukiem. Dlatego też dziś parę słów o kolejnej jego książce – Przeklęci. Zanim jednak przejdę do recenzji, pozwolę sobie na chwilę prywaty.

Kiedy zakładałem ten blog, przyświecała mi jedna myśl. Barni, myślałem sobie, za rok nie będziesz musiał wydawać hajsu na książki, bo wydawnictwa same będą ci je przysyłać. Barni, dodawałem w myślach, w końcu będziesz miał pieniądze na randki i alkohole. Barni, kończyłem tę myśl, tylko pamiętaj, żeby sprawdzać mejla. No i co? No i mejl milczy, skurczybyk, a wydawnictwa jeszcze nie poznały się na moim geniuszu. Ale nie zmienia to faktu, że quest zakończony powodzeniem. 18 stycznia 2015 wrzuciłem tu pierwszą recenzję. 20 stycznia 2016 położyłem łapska na pierwszych książkach, które są moje tylko dlatego, że zobowiązałem się je zrecenzować. Trochę inaczej to sobie wyobrażałem; nie było światła reflektorów, nie było fleszy aparatów – były ciemna piwnica i obiad w styropianowym pudełku. Ale książki są – recenzje wkrótce.

No, ale nie ma co przedłużać. Chuck Palahniuk – Przeklęci.



Madison Spencer nie żyje. Jest martwa tak bardzo, jak tylko może być człowiek uduszony garotą. Wszystko wskazuje na to, że Stwórca nie był szczególnie zachwycony jej trzynastoletnim żywotem, ponieważ mała, tłuściutka dziewczynka trafiła do piekła. A tam prowadzi swój pamiętnik na Tweeterze. Pewnego razu udaje jej się porozumieć z rodzicami; dzwoni do nich z piekła i postanawia głupio zażartować. Dowcip daje jednak dużo większe rezultaty, niż można byłoby się spodziewać – wśród żywych zaczyna panować chamizm, religia, według której trzeba przeklinać, bekać, pierdzieć i pluć, żeby zostać zbawionym.

Rany. To była dziwna książka. Mówię to, doskonale wiedząc, jakie książki zwykł pisać Palahniuk. Sama konwencja tweeterowego bloga już jest pojechana, ale jeszcze w taki przystępny, przyjazny sposób. Na kartach Potępionych dochodzi jednak do rzeczy, które sprawiają fizyczny ból. Panowie, spróbujcie sobie wyobrazić groly hole w publicznej toalecie. Dziurę zrobioną w metalu, pełną ostrych nierówności. Boli na samą myśl o tym, jaki wypadek mógłby się zdarzyć, co? Drogie panie, wy pewnie także jesteście w stanie wyobrazić sobie, że to boli.

Muszę przyznać, że trochę denerwował mnie układ chronologiczny. Nie wymagam linearnej narracji, lubię zabawy na tym polu (Memento to jeden z najlepszych filmów ever!), ale tutaj momentami trudno było mi się połapać. Taki urok pamiętnika – Madison przeplata informacje o tym, co dzieje się teraz, ze wspomnieniami, kiedy to spędzała czas z babcią na północy stanu albo z rodzicami w Amsterdamie, Atenach czy Antwerpii. Sądzę jednak, że dało się to lepiej uporządkować.

Przeklęci to kontynuacja Potępionych, których nie było mi dane czytać. Być może lektura wcześniej części rzuciłaby inne światło na tę powieść. Teraz mogę stwierdzić jedynie, że trzeba być naprawdę świetnym pisarzem, by wśród tak abstrakcyjnych, popieprzonych wydarzeń przemycić filozoficzne dygresje. Nie jakichś najwyższych lotów, ale zawsze. Zresztą – niektórym nie udaje się napisać spójnego, logicznego opowiadania obyczajowego. Tutaj dzieją się prawdziwe cuda na kiju, a jednak wszystko trzyma się kupy.


Cholera. Napisałem tekst i dotarło do mnie, że niewiele w nim recenzji jako takiej. Umówmy się – następnym razem będzie lepiej. Ta książka jest po prostu zbyt dziwna, moje kompetencje recenzenckie do niej nie przystają.

Tytuł: Przeklęci
Autor: Chuck Palahniuk
Wydawnictwo: Niebieska Studnia
Data wydania: 2015
ISBN: 9788360979358
Liczba stron: 336