niedziela, 8 listopada 2015

Neil Gaiman - Księga cmentarna

Recenzja #42 Książka, która cię przeraża

Nie jestem nieustraszony. Strasznie boję się na przykład wziąć na ręce dzieciaka, bo zaraz wydaje mi się, że go popsuję. Jestem też pełen obaw za każdym razem, gdy mama próbuje czytać mapę. Ale na książkę, której autentycznie się bałem, trafiłem ostatnio jakieś sześć lat temu. Gdybym miał teraz zwlekać z odhaczeniem tej kategorii do momentu, kiedy znowu jakaś pozycja mnie rzeczywiście przestraszy (Pamiętnik pisany miłością wywołał wiele wstrętnych emocji, ale bliższych obrzydzeniu niż lękowi), prawdopodobnie Wyzwanie skończyłoby się klapą. A tak będziemy mogli przynajmniej udawać, że wszystko gra i buczy. Bo książka, o której dziś napiszę, nie była szczególnie przerażająca – ale to będzie nasza słodka tajemnica, okej?



Jest środek nocy. Panuje zupełna cisza. Jedyne, delikatne światło w pokoju zapewnia wiszący na niebie księżyc. Nagle w tym półmroku widać błysk. Ostrze noża, które tej nocy ma pozbawić życia cztery osoby. Raz, dwa, trzy... Morderca zauważa, że kogoś brakuje. Mały chłopiec, berbeć w pampersie, zniknął.

Na wzgórzu znajduje się stary cmentarz. Przed laty chowano tam zmarłych, ale dziś uważany jest raczej za ciekawostkę niż nekropolię. Dzieci przychodzą tu z dziećmi, żeby zapewnić maluchom świeże powietrze. Właśnie na tym cmentarzu znajduje schronienie mały uciekinier. Chłopiec, któremu mieszkańcy nerkopolii – duchy pochowanych tu ludzi – nadają imię Nikt. Ponieważ jest podobny zupełnie do nikogo.

Pozwoliłem sobie tutaj streścić jakieś trzy, cztery pierwsze strony powieści. Mniej więcej przez tyle czasu było jeszcze w miarę mrocznie i spodziewałem się, że Gaiman może zafundować mi gęsią skórkę. Wiecie – mrok, potrójne zabójstwo, samotny dzieciak i poszukujący go bezwzględny morderca. Brzmi całkiem zachęcająco, kiedy szuka się grozy.

Ale zaraz potem autor daje znać, że nie jest człowiekiem, który potrafiłby przez dłuższy czas utrzymywać powagę. Mieszkańcy cmentarza rozładowują całe napięcie, kiedy dyskutują nad imieniem chłopaka. Potem jest jeszcze dziwniej, jeszcze bardziej abstrakcyjnie i jeszcze zabawniej. Bo Gaiman ma to dziwne poczucie humoru, które do mnie trafia. Często to ponury, nomen omen grobowy humor. Mroczny nastrój pryska. I tyle z przerażającej książki.

Księga cmentarna to tak na dobrą sprawę bardziej zbiór opowiadań niż spójna powieść. Formułą kojarzyć się mogą nieco z dwoma pierwszymi tomami Kłamcy. Co mam na myśli? Na początku dostajemy bohatera, dowiadujemy się – mniej więcej – kim jest i skąd pochodzi. Kolejne rozdziały to mogące funkcjonować autonomicznie, połączone przede wszystkim bohaterami i miejscem akcji opowieści. Każda całostka prezentuje nieco starszego Nika, widzimy jak dorasta i z jednej strony zżywa się z cmentarnym środowiskiem, a z drugiej czuje coraz silniejszą tęsknotę za światem żywych. No i jest jeszcze wiszący nad nim cień mordercy, mężczyzny nazywanego Jackiem.

Gaiman po raz kolejny urzekł mnie zdolnością do budowania rzeczywistości zawieszonej gdzieś pomiędzy realnym światem i fikcją. Jak w Amerykańskich bogach naturalna dla nas przestrzeń miesza się ze światem mitycznym, jak w Nigdziebądź Londyn Pod wyrywa Richarda z jego codzienności, Księga cmentarna spokojnie i konsekwentnie przekonuje czytelnika, że martwa społeczność nie jest niczym szczególnie dziwnym, a Nikt to całkiem normalny chłopiec.

Z Gaimanem jest chyba trochę tak jak z Pratchettem. Albo się ich lubi, albo nie. I jak się lubi, to na zabój, a jak odpychają, to tak bardzo, że lektura nie sprawia żadnej przyjemności. Ja lubię. A kiedy jeszcze dodam do tego piękne ilustracje, to już w ogóle się zachwycam.

Tytuł: Księga cmentarna
Autor: Neil Gaiman
Wydawnictwo: Mag
Data wydania: 2014
ISBN: 9788374804318
Liczba stron: 288