wtorek, 10 listopada 2015

Peter V. Brett - Tron z Czaszek, księga II

Po raz pierwszy cieszę się, że polskie wydanie Cyklu demonicznego rozbija każdy kolejny tom na dwie części. Dzięki temu przekonałem się, że jest możliwym wydać bardzo dobrą książkę, w której główni bohaterowie tak naprawdę pojawiają się dopiero na kilku ostatnich stronach.




Bo w drugiej części Tronu z czaszek Arlena i Jardira, czyli dwójki ludzi uznawanych za Wybawicieli, mężczyzn, wokół których powstały dwa stronnictwa i w których niemal wszyscy dopatrują się obietnicy na ostateczne pokonanie demonów, tak naprawdę nie ma. Dosyć można było dowiedzieć się o ich losach w pierwszej części. Teraz czas, żeby na pierwszy plan wyszli bohaterowie tworzący do tej pory tło.

No dobra, może trochę przesadzam. Przecież już wcześniej pojawiało się całkiem sporo rozdziałów, w których można było śledzić akcję z perspektywy innych postaci. Jednak w drugiej części Tronu z czaszek istnieje właściwie tylko to. I świetnie! Bardzo podoba mi się sposób, w jaki Brett opowiada swoją historię. Śledzenie akcji zza pleców wielu różnych ludzi pozwala lepiej rozeznać się w sytuacji geopolitycznej. A zaczyna dziać się tyle, że bez relacji z pierwszej ręki można by się pogubić.

Krasja zaczyna podboje na szeroką skalę. Tysiące Sharum wysłanych do Zielonych Krain maszerują, siejąc strach. Jednak na ich czele stoi nieokrzesany i arogancki Jayan, syn Wybawiciela, którego pycha może zaprzepaścić całą misję. W tym samym czasie jego brat, Asome, zdaje sobie sprawę, że gra o tron... z czaszek wychodzi na ostatnią prostą. W samych Zielonych Krainach również nie jest kolorowo. Ludzie nie potrafią zjednoczyć się w obliczu wspólnego wroga, a polityka i potrzeba władzy wciąż grają pierwsze skrzypce. A sprawy zaczynają przyjmować naprawdę zły obrót...

Tron z czaszek, część druga, to książka, w której trup ściele się naprawdę gęsto. Trudno się dziwić. Na – lekko licząc – ponad trzech tysiącach stron Brett zdołał zbudować tak wiele konfliktów, gierek i rywalizacji, że musiało dojść w końcu do rozlewu krwi. I to w iście Martinowym stylu, bo ofiarami nie są wyłącznie postaci trzecioplanowe i przypadkowi wojownicy.

Nie sposób jednak pisać o tej pozycji w izolacji od całego Cyklu demonicznego. Po lekturze najnowszego tomu, chyba właśnie za sprawą tak dużej rotacji punktów widzenia, bardzo mocno dotarł do mnie wydźwięk całości. Gdybym miał polecić tę serię komuś, kogo nie przekona no, wiesz, są miecze, włócznie, demony, magia i seks, powiedziałbym, że to książki, które każą patrzeć na każdy problem z szerszej perspektywy. Bo tak naprawdę nie sposób ocenić, po czyjej stronie leży racja, kto jest bardziej prawy i komu warto kibicować. Każde stronnictwo, a nawet każdy bohater, ma jakieś swoje motywacje, idee, w które wierzy i które sprawiają, że postępuje właśnie w taki, a nie inny sposób.

Ale żeby trochę się przyczepić – humor w tych książkach jest tak potwornie żenujący, że chyba nawet kabarety na dwójce potrafią bardziej rozbawić. Uszczypliwości bohaterów to poziom żartów o twojej starej i riposty są rzędu chyba ty, głupku. No i tęskno mi do tłumaczeń Marcina Mortki, bo odkąd przekładem zajmuje się ktoś inny, dużo częściej można natknąć się na niefortunne konstrukcje i błędy.

Ale ilustracje są - jak zawsze - taaaaaakim sztosem!

Tytuł: Tron z czaszek [cz. 2]
Autor: Peter V. Brett
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2015
ISBN: 9788379640690
Liczba stron: 546