niedziela, 29 listopada 2015

Lewis Carroll - Alicja w Krainie Czarów

Recenzja #45 Zakazana książka

Chyba nie lubię czytać klasyki. To znaczy – może nie tyle czytać, co później o niej mówić. Nie lubię mówić o książkach, które wszyscy znają, które zostały przeanalizowane na tysiąc różnych sposobów i które zachwycają wszystkich. Albo przynajmniej wszyscy czują olbrzymią potrzebę mówienia o tym, że ich zachwyciły – bo to przecież klasyka. Nie jest trochę tak, że to się samo napędza? Czytam gówno, ale krytycy się nad tym spuszczają, to przecież nie powiem, że mnie nie urzekło, bo wyjdę na durnia. I wszyscy moi znajomi też są urzeczeni!

No cóż. Nie mam pojęcia, jakie macie zdanie na temat Alicji w Krainie Czarów, może naprawdę Was, hehe, oczarowała i to wasza niezależna opinia. Nie mam pojęcia, ale ja czuję się lekko rozczarowany.


Fabułę książki znają chyba wszyscy. Alicja siedzi na łące z siostrą, nagle dostrzega królika. Podąża za nim do króliczej nory, przez którą przedostaje się w bardzo dziwne miejsce – tam, gdzie zwierzęta mówią ludzkim głosem, dziewczynka może rosnąć i maleć do nieprawdopodobnych rozmiarów, a wszystkim trzęsie Królowa Kier, marząca o powszechnej dekapitacji. Alicji przytrafiają się naprawdę dziwne przygody, które ostatecznie okazują się jedynie snem. Ups, spoiler, sorry. Ale chyba o tym wiedzieliście, prawda?

We wstępie do książki przeczytałem, że Alicja w Krainie Czarów jest wyjątkowa, ponieważ jest powieścią kompletną na dwóch płaszczyznach. Idealnie trafia do dzieci, jako prosta i przyjemna opowiastka, a jednocześnie przekona do siebie także ludzi dorosłych, ponieważ drzemie w niej głębia – jak chociażby analiza snów.

W takim razie obawiam się, że jestem zawieszony gdzieś dokładnie pomiędzy dzieciństwem i dorosłością. Nie zachwyciłem się historią dziewczynki, która wpadła do króliczej nory i nie chłonąłęm jej z otwartymi ustami, jak pewnie robiłby to ktoś dużo młodszy. Wiek to jedno, a ogólna znajomość całej fabuły – drugie. Liczyłem jednak, że wciągnie mnie to drugie, przeznaczone dla dorosłych dno. No i... jakoś nie do końca. Bo Alicji się przysnęło, okej. I bodźce zzewnątrz wpływały na to wszystko, co projektował jej mózg, okej. I w śnie działy się niestworzone rzeczy, panował w nim chaos, a cała logika była jedynie bardzo pozorna – to znaczy historia wydawała się spójna i konkretna na pierwszy rzut oka, ale gdyby się lepiej zastanowić, to nic się tam kupy nie trzymało.

I to jest ta super analiza snów? Wiem, że książka ma już swoje lata i trzeba na nią patrzeć przez ten pryzmat, ale kaman, przecież takie informacje dotyczące marzeń sennych jest w stanie wyciągnąć z własnego doświadczenia każdy przeciętnie rozgarnięty trzynastolatek. Przypuszczam, że nawet taki, który nie do końca wie, jak wygląda flaga Unii Europejskiej (niezorientowanych odsyłam do materiału Filipa Chajzera, chociaż ostrzegam, że robicie to na własną odpowiedzialność).

Carroll napisał fajną książkę dla dzieci i pięknie wbił się w kanon literatury, ale obawiam się, że nic poza tym. Chociaż mogę się mylić – bardzo chętnie dowiem się, co Wy widzicie w Alicji? Z jakiegoś powodu stała się w końcu tak popularna i coś sprawiło, że tylu artystów tak chętnie się do niej odwołuje.

Szacun za humor. Ostatnio psioczyłem na żałosne żarciki Bretta. Teraz może nie śmiałem się w głos, ale doceniam starania tłumacza, żeby oddać wszystkie niuanse gier słownych. A było ich naprawdę sporo. I bardzo podobały mi się narkotyczne odwołania – zauważyliście, że po grzybach Alicji totalnie zmieniła się perspektywa z jakiej postrzegała świat?

Książka znalazła się w tej kategorii, ponieważ w 1931 roku zakazano jej w chińskiej prowincji Hunan. Wikipedia podaje, że wynikło to z przekonania, że zwierzęta nie mogą mówić ludzkim głosem i nie powinny być stawiane na tym samym poziomie co ludzie. Nie ma co się oszukiwać, Chińczycy wysunęli potężne argumenty. Nawet nie próbuję polemizować!