poniedziałek, 7 grudnia 2015

Świąteczny prezent dla mola książkowego



Idą święta, pora pomyśleć o prezentach.

Mogłoby się wydawać, że obdarowanie mola książkowego to bułka z masłem – wystarczy kupić mu książkę i będzie się cieszył, nie? Więc idziecie do księgarni, przedzieracie się między regałami, oglądacie jedną książkę po drugiej... i nagle okazuje się, że to nie takie hop. Znasz jego ulubionego pisarza? To super, ale zaraz przychodzi ci do głowy, że nie masz pojęcia, co już czytał, a czego jeszcze nie. Może wszystko? Znasz jego ulubiony gatunek? Świetnie, ale hej, hej... można napisać Wiedźmina i można napisać Żmiję... i weź tu teraz traf w coś fajnego.

Oczywiście najlepiej, kiedy znacie biblioteczkę waszego mola i wiecie, co już czytał albo na co ma szczególną ochotę. Załóżmy jednak, że nie macie dostępu do tajników tej wiedzy. I co?

Nie bierzcie bestsellerów z Empiku! Ani mi się, kuźwa, ważcie. Bardzo przepraszam, zeszłoroczny Mikołaju, bardzo mi miło, że o mnie pomyślałeś, ale Zniszcz ten dziennik nie było tym, co tygryski lubią najbardziej. Zniszcz ten dziennik wszędzie również nie będzie. Trzeba pamiętać, że książka sama w sobie jest tylko medium – a do osoby ma trafić przede wszystkim zawarty w niej przekaz.

Jeżeli ktoś połyka jedną pozycję za drugą, kup mu coś, co będzie mógł przeczytać. Tomy przeznaczone do zniszczenia to świetny pomysł i ciekawy prezent, owszem, ale raczej dla osób kreatywnych i uzdolnionych artystycznie. W internecie można znaleźć wiele bardzo ciekawych realizacji – ja jednak zdecydowanie lepiej czuję się w czytaniu niż niszczeniu książek.

Obok dzienników do zniszczenia często można trafić na jakieś ociekające wyrafinowanym humorem Kupy faktów i inne tego typu rzeczy. To też średni pomysł na prezent dla kogoś, kto czyta beletrystykę. Dla fana ciekawostek – owszem. Dla kogoś, kto codziennie wchodzi na joemonstera, żeby przekonać się, czy nie znajdzie tam nowego artykułu o durnotach – jak najbardziej. Ale nie dla kogoś, kogo w literaturze pociągają opowiedziane historie.

No to co kupić? Jeżeli wiecie o kimś, kto jest idolem waszego mola książkowego, dobrym pomysłem może być jego biografia albo wywiad-rzeka. Raz, że to książka, dwa, że dotyka interesujących tematów. Ostatnio nawet dwudziestolatkowie wydają autobiografie (swoją drogą – co potem? Sequel?), więc szanse, że ulubieniec waszej ofiary również takową posiada. Chyba że to pan Wojtek, robiący najlepsze pączki na Jeżycach... wtedy możecie się rozczarować.



Nie umiem przekonać się do czytania e-booków. Jestem bardzo konserwatywny, kiedy chodzi o książki i zdecydowanie wolę papierowe wersje. Możliwe jednak, że wynika to z tego, że nie posiadam czytnika – a więc obcowanie z książką w formie elektronicznej mam tylko za pośrednictwem komputera. Możliwe, że będący gdzieś w połowie drogi pomiędzy analogowym, papierowym tomem i ekranem monitora przekonałby mnie do elektronicznych wydań. Na pewno nie umiałbym się w taki sposób uczyć, przyswajać z tego rzeczy, które będę musiał zapamiętać, ale lekka literatura, ta czytana dla przyjemności, mogłaby w sumie się nadać. A o ile lżejsze stałyby się wszystkie walizki!



Czytelnictwo to jednak nie tylko sam akt czytania. To także – przynajmniej w moim przypadku – radość z posiadania książek. Może jestem odszczepieńcem, ale czuję się chory na myśl, że miałbym oddać książkę do biblioteki. Zdecydowanie wolę zostawiać je potem na regale. Lubię sobie rzucić potem na nie okiem i ucieszyć się na ten widok. Nie patrzcie tak na mnie, Hermiona uwielbiała zapach pergaminu! Możecie więc spróbować zadbać o to, żeby taki regał dobrze wyglądał. Kupcie albo – jeżeli jesteście kimś, kto wiedziałby, co zrobić ze Zniszcz ten dziennik – sami stwórzcie jakieś fajne podpórki na książki.

Opowieści nie żyją zresztą jedynie na kartkach papieru. Często wydostają się poza nie. Dlatego na mojej ścianie wisi plakat przedstawiający Fight Clubowe mydło, a na jednej z koszulek mam Lokiego z Kłamcy Ćwieka. Jeżeli wasz mól książkowy ma jakieś uniwersum albo jakąś powieść, którą szczególnie lubi, możecie spróbować zorganizować mu związany z tym gadżet.

No i na koniec – książka nie musi służyć do czytania. Można w niej ukryć butelkę alkoholu, słodycze albo zrobić z niej ramkę na zdjęcie. Wystarczy poeksperymentować... albo odpowiednio dobrze przeszukać Sieć.