środa, 20 maja 2015

Koziołaki

Zabawa na konwencie trwała w najlepsze. Pierwsze kilka godzin upłynęło w błogiej atmosferze. Z każdą kolejną chwilą jednak dało się odczuć, że atmosfera gęstnieje. Co rusz ktoś spoglądał na kogoś podejrzliwie, komuś się coś nie podobało. Nie trzeba było długo czekać, aby pojawiły się pierwsze oskarżenia o psucie imprezy. Pierwsze dyskusje i kłótnie.

Następnego ranka dało się słyszeć wrzask jednej z uczestniczek. Chłopak, obok którego usnęła, już się nie obudził. Znaleziono go z rozerwanym gardłem. Mordercami mogły być tylko te przebrzydłe stwory, którym zależało na niepowodzeniu imprezy – Koziołaki.


Koziołaki to imprezowa gra karciana dla minimum ośmiu graczy. Każdy z grających otrzymuje tożsamość, która przyporządkuje go albo do frakcji Uczestników, albo Koziołaków. Ponadto każdy z graczy otrzymuje jakąś rolę, która bezpośrednio wiąże się z Pyrkonem – może być Organizatorem lub Patronem Medialnym, może także wcielić się w postać Geeka czy Mangówki. Każda z tych ról oferuje inną zdolność specjalną.

Rozgrywka dzieli się na dwie zasadnicze części – dzień i noc. Za dnia wszyscy gracze obradują, starając się rozgryźć, którzy spośród nich w rękawach zamiast dłoni chowają raciczki. Poprzez głosowanie eliminują z gry jedną osobę. Następnie zapada noc i po Pyrkonie zaczynają grasować Koziołaki. Następnego dnia gracz, którego dopadły te stwory, już się nie budzi...

Na Pyrkon poszliśmy w dość obfitym składzie, dlatego o grach, które tam poznaliśmy, mogę spokojnie rozmawiać z wieloma ludźmi. Przy Koziołakach padło na Rudą.



Oki, Ruda, myślę, że o Koziołakach nie można powiedzieć szczególnie dużo, więc nie będzie to długa rozmowa. Gra jest w sumie wariacją wokół popularnej Mafii, z pewnymi dodatkami do rozgrywki i całkowicie zmienioną warstwą… fabularną? Zacznijmy od tego drugiego - jak oceniasz klimat Koziołaków? To gra tylko na konwenty?

Wiesz, z jednej strony upierdliwe jest to, że musisz zebrać 8 osób, więc to w jakiś sposób powoduje, że gra jest imprezowo-konwentowa. Co więcej, bardzo nawiązuje, nie tyle do Pyrkonu, co do konwentów ogółem. Jednak nie musisz na nich bywać, lubić itd. by odnaleźć się w tej grze, więc mam co do niej mieszane uczucia.

Ostatnio udało mi się namówić do niej rodzinę. A moi krewni raczej nie włóczą się po konwentach, dlatego sam myślę, że - przy odrobinie dobrej woli i wyobraźni - gra rzeczywiście może trafić do szerszej grupy niż konwentowicze. Ale nie odpowiedziałaś mi, co z tym klimatem? Nawiązuje do Pyrkonu i...  jak to wypada?

Nie mów, że sądziłeś że ci będę poprawnie odpowiadać i to będzie ładna rozmowa. Nie ze mną te numery… A co do klimatu gry, to ja go jakoś wybitnie nie czuje. Pyrkon Pyrkonem, a gra sobie. Nawiązanie do paru postaci pojawiających się na konwentach i wkręcenie w to symbolu Poznania - koziołków (które każdy z nas widział, gdy miał 5 lat, a później to by się może udało gdyby zamiast w południe, pojawiały się o północy) nie sprawi, że grając w nią będziemy się czuć jak na konwencie albo się przeniesiemy do niego myślami.

Ej, ja widziałem koziołki jeszcze na pierwszym roku studiów. Raz. Przypadkiem…
Czuć się jak na konwencie chyba faktycznie trudno, chociaż kiedy wszyscy zaczynają nagle krzyczeć jeden przez drugiego - może to w jakimś stopniu imitować Games Room. Nie mogę natomiast zgodzić się z tym, że gra nie kieruje myśli w stronę konwentów - moim zdaniem, chociażby dzięki opisom poszczególnych postaci, robi to bardzo dobrze. A jeśli jeszcze gracze wczują się w rozgrywkę… No właśnie? Koziołaki to w pewnym sensie gra role play. Trzeba wcielać się w te role? Trzeba udawać, że jest się patronem medialnym bądź trollem fandomu? Czy raczej warstwa fabularna nie wybija się na pierwszy plan?

Też widziałam, na drugim roku. Specjalnie uciekliśmy z zajęć by koziołki zobaczyć. A co do wcielania się w role - to już kwestia podejścia danej osoby do gry. Nie musisz tego robić jeśli nie chcesz. Choć my, na konwencie, w większości wcielaliśmy się w nie i było fajnie :) Myślę, że jak ktoś podejdzie do gry z nastawieniem nie, nie będę udawał osoby z karty, to głupie, to zabiera sobie dużo przyjemności gry. To przekrzykiwanie się, mówienie: ty się nie znasz bo jesteś mangówką, albo zarzucanie ludziom z obsługi, że są Koziołakami, bo sektor, za który byli odpowiedzialni na konwencie, kuleje, było przezabawne. No i marzyłam o tym, by być hejterem, nie musiałabym udawać xD

Zostawmy teraz warstwę fabularną i skupmy się na tym, co można - choć w przypadku Koziołaków nieco nad wyraz - nazwać mechaniką. Każdy gracz wraz z kartą dostaje nie tylko rolę do odegrania, otrzymuje także specjalną zdolność. Tu zaczynają się jaja - grający mogą wzajemnie ratować się przed Koziołakami, mogą także zyskiwać przewagę w głosowaniach. Wachlarz tych zdolności jest stosunkowo szeroki - przynajmniej moim zdaniem. Co ty o nich myślisz?

Uwielbiałam być pisarzem i zakochiwać ludzi! Też uważam, że jest dużo fajnych zdolności. Dzięki nim można w jednym podejściu zrobić combo i pozabijać z 5 osób… Mało tego każda  umiejętność - mniej lub bardziej - nawiązuje do postaci. Na swój sposób są one przemyślane i fajnie urozmaicają grę.

Fakt, da się zaczarować tak, żeby jednej nocy wyeliminować więcej niż jednego gracza. Raz udało nam się chyba nawet pozbyć pięciu czy sześciu osób na raz. Obgadaliśmy już postaci, przejdźmy do tożsamości. Graczowi może przypaść rola zwykłego Uczestnika konwentu, Koziołaka, Koziego Pomiotu bądź Ducha Fantastyki. Każda z tych tożsamości niesie ze sobą coś innego, daje inne sposoby na zwycięstwo…

Dasz wiarę, że ani razu nie byłam Koziołakiem?! Ja - wcielenie zła i w ogóle! Przez pierwsze gry dość szybko odpadałam, bo myśleliście, że kto jak kto, ale ja na pewno jestem czarnym charakterem. Raz byłam Kozim Pomiotem ale nie udało mi się wyewoluować w Koziołaka i jest mi z tego powodu bardzo smutno. A wydaje mi się, że to właśnie wtedy najbardziej wczuwasz się w grę, planujesz intrygę, to jak zmanipulować innych tak, by nie zauważyli, że systematycznie ich eliminujesz. W momencie w którym jesteś Uczestnikiem to od ciebie zależy czy chcesz dać z siebie miliard procent, przewidzieć kto jest Koziołakiem i się go pozbyć, czy po prostu postarasz się nie umrzeć za szybko.

Chyba muszę się zgodzić - bycie Koziołakiem daje najwięcej funu. Ale wydaje mi się, że to w ogóle immanenta cecha gier, w których ktoś kopie dołki pod drużyną - najfajniej być tym z łopatą. Bycie Uczestnikiem jednak też nie jest takie złe, zwłaszcza pod koniec, kiedy wszystkie matactwa i przekręty są już u szczytu i jedno głosowanie może zdecydować o wygranej lub przegranej. Wtedy trzeba się nagłówkować, bez względu na to, kim się jest.

Role, tożsamości - to już za nami. Pozostaje jeszcze Mistrz Gry. Osoba, która teoretycznie nie bierze udziału w rozgrywce, ale w praktyce jest osnową całych Koziołaków. Kimś, kto trzyma to wszystko w ryzach i właściwie od niego w dużej mierze zależy płynność i grywalność. Bycie Mistrzem Gry to kara czy nagroda?

W naszym przypadku często to była kara, odpadłeś jako pierwszy - jesteś Mistrzem Gry. Jednak myślę, że fajnie jest być osobą, która ogarnia wszystko, wie wszystko i nie miesza się… Taki trochę bóg koziołkowego uniwersum ;) Moim zdaniem bycie Mistrzem Gry (oczywiście nie cały czas, każdy chce pograć) może być swego rodzaju nagrodą, ogarniasz grę najlepiej, nie pominiesz jej ważnych elementów, czy nie spierdzielisz swojego zadania gdy inni śpią, więc zostajesz Mistrzem.

Masz jakieś zastrzeżenia odnośnie Koziołaków? Mnie chodzi po głowie jedno, ale nie będę się zdradzał, zanim nie odpowiesz. Jestem ciekaw, czy myślimy podobnie.

Uczestnicy mogliby mieć większe pole manewru. Wydaje mi się,  że będąc w tej grze po stronie dobra masz dużo trudniej. Nie dość, że jest tylko jeden Duch Fantastyki, to jeszcze jego supermoc nie powala na kolana. W momencie w którym dowiadujesz się, że jesteś Uczestnikiem masz w głowie “kurcze, szkoda”.

Mnie nie podoba się sam start. Pierwszy dzień, pierwsze głosowanie, kiedy tak naprawdę tylko Koziołaki wiedzą, kto jest kim. Nie może być wtedy mowy o rozkminach, nikt nie zdążył jeszcze zrobic ani jednej rzeczy, która by go zdradziła. A jednak, ktoś musi odpaść - niemal zupełnie przypadkowo. Nie podoba mi się taki start, ale właściwie nie mam żadnego pomysłu na lepszy.

Dlatego uważam, że ta gra jest robiona pod bycie złem!

Gdybyś miała podsumować Koziołaki w pięciu słowach, powiedziałabyś…?

W Koziołakach zło zawsze wygrywa! (Dlatego mi smutno, bo ja nim nie byłam… Chcę rewanżu!)

Właściwie mieliśmy już kończyć, ale sprawiłaś, że mam jeszcze jedno pytanie. Serio uważasz, że ta gra jest kiepsko zbalansowana? Nie mam na myśli funu, tylko szanse na zwycięstwo.

Serio tak uważam. Sam nawet zwróciłeś na to uwagę; pierwsza noc i już ktoś odpada, a Koziołaki działają drużynowo. Popsułeś moje piękne podsumowanie. Za karę wymyśl jakąś wspaniałą puentę!

Na puentę jeszcze przyjdzie czas. Najpierw powiem, że zupełnie się nie zgadzam. Wydaje mi się, że podczas kilkunastu naszych gier szala przechylała się z jednej strony na drugą, częściej chyba nawet wygrywali Uczestnicy. A pierwsza noc owszem, jest losowa, ale wcale nie musi to przemawiać na korzyść Koziołaków. Mogą grać razem, ale jest ich zawsze mniej niż Uczestników, a w głosowaniu decyduje większość. Wystarczy trochę szczęścia i dobra gadka.

A puenta? Nie ufajcie ocenie Rudej, bo rude to fałszywe.