Zabawa
na konwencie trwała w najlepsze. Pierwsze kilka godzin upłynęło w
błogiej atmosferze. Z każdą kolejną chwilą jednak dało się odczuć,
że atmosfera gęstnieje. Co rusz ktoś spoglądał na kogoś
podejrzliwie, komuś się coś nie podobało. Nie trzeba było długo
czekać, aby pojawiły się pierwsze oskarżenia o psucie imprezy.
Pierwsze dyskusje i kłótnie.
Następnego
ranka dało się słyszeć wrzask jednej z uczestniczek. Chłopak,
obok którego usnęła, już się nie obudził. Znaleziono go z
rozerwanym gardłem. Mordercami mogły być tylko te przebrzydłe
stwory, którym zależało na niepowodzeniu imprezy – Koziołaki.
Koziołaki
to
imprezowa gra karciana dla minimum ośmiu graczy. Każdy z grających
otrzymuje tożsamość, która przyporządkuje go albo do frakcji
Uczestników, albo Koziołaków. Ponadto każdy z graczy otrzymuje
jakąś rolę, która bezpośrednio wiąże się z Pyrkonem – może
być Organizatorem lub Patronem Medialnym, może także wcielić się
w postać Geeka czy Mangówki. Każda z tych ról oferuje inną
zdolność specjalną.
Rozgrywka
dzieli się na dwie zasadnicze części – dzień i noc. Za dnia
wszyscy gracze obradują, starając się rozgryźć, którzy spośród
nich w rękawach zamiast dłoni chowają raciczki. Poprzez głosowanie
eliminują z gry jedną osobę. Następnie zapada noc i po Pyrkonie
zaczynają grasować Koziołaki. Następnego dnia gracz, którego
dopadły te stwory, już się nie budzi...
Na
Pyrkon poszliśmy w dość obfitym składzie, dlatego o grach, które
tam poznaliśmy, mogę spokojnie rozmawiać z wieloma ludźmi. Przy
Koziołakach
padło na Rudą.
Oki,
Ruda, myślę, że o Koziołakach
nie
można powiedzieć szczególnie dużo, więc nie będzie to długa
rozmowa. Gra jest w sumie wariacją wokół popularnej Mafii,
z pewnymi dodatkami do rozgrywki i całkowicie zmienioną warstwą…
fabularną? Zacznijmy od tego drugiego - jak oceniasz klimat
Koziołaków?
To gra tylko na konwenty?
Wiesz,
z jednej strony upierdliwe jest to, że musisz zebrać 8 osób, więc
to w jakiś sposób powoduje, że gra jest imprezowo-konwentowa. Co
więcej, bardzo nawiązuje, nie tyle do Pyrkonu, co do konwentów
ogółem. Jednak nie musisz na nich bywać, lubić itd. by odnaleźć
się w tej grze, więc mam co do niej mieszane uczucia.
Ostatnio
udało mi się namówić do niej rodzinę. A moi krewni raczej nie
włóczą się po konwentach, dlatego sam myślę, że - przy
odrobinie dobrej woli i wyobraźni - gra rzeczywiście może trafić
do szerszej grupy niż konwentowicze. Ale nie odpowiedziałaś mi, co
z tym klimatem? Nawiązuje do Pyrkonu i... jak to wypada?
Nie
mów, że sądziłeś że ci będę poprawnie odpowiadać i to będzie
ładna rozmowa. Nie ze mną te numery… A co do klimatu gry, to ja
go jakoś wybitnie nie czuje. Pyrkon Pyrkonem, a gra sobie.
Nawiązanie do paru postaci pojawiających się na konwentach i
wkręcenie w to symbolu Poznania - koziołków (które każdy z nas
widział, gdy miał 5 lat, a później to by się może udało gdyby
zamiast w południe, pojawiały się o północy) nie sprawi, że
grając w nią będziemy się czuć jak na konwencie albo się
przeniesiemy do niego myślami.
Ej,
ja widziałem koziołki jeszcze na pierwszym roku studiów. Raz.
Przypadkiem…
Czuć
się jak na konwencie chyba faktycznie trudno, chociaż kiedy wszyscy
zaczynają nagle krzyczeć jeden przez drugiego - może to w jakimś
stopniu imitować Games Room. Nie mogę natomiast zgodzić się z
tym, że gra nie kieruje myśli w stronę konwentów - moim zdaniem,
chociażby dzięki opisom poszczególnych postaci, robi to bardzo
dobrze. A jeśli jeszcze gracze wczują się w rozgrywkę… No
właśnie? Koziołaki
to
w pewnym sensie gra role play. Trzeba wcielać się w te role? Trzeba
udawać, że jest się patronem medialnym bądź trollem fandomu? Czy
raczej warstwa fabularna nie wybija się na pierwszy plan?
Też
widziałam, na drugim roku. Specjalnie uciekliśmy z zajęć by
koziołki zobaczyć. A co do wcielania się w role - to już kwestia
podejścia danej osoby do gry. Nie musisz tego robić jeśli nie
chcesz. Choć my, na konwencie, w większości wcielaliśmy się w
nie i było fajnie :) Myślę, że jak ktoś podejdzie do gry z
nastawieniem nie,
nie będę udawał osoby z karty, to głupie,
to
zabiera sobie dużo przyjemności gry. To przekrzykiwanie się,
mówienie: ty
się nie znasz bo jesteś mangówką,
albo zarzucanie ludziom z obsługi, że są Koziołakami, bo sektor,
za który byli odpowiedzialni na konwencie, kuleje, było
przezabawne. No i marzyłam o tym, by być hejterem, nie musiałabym
udawać xD
Zostawmy
teraz warstwę fabularną i skupmy się na tym, co można - choć w
przypadku Koziołaków
nieco
nad wyraz - nazwać mechaniką. Każdy gracz wraz z kartą dostaje
nie tylko rolę do odegrania, otrzymuje także specjalną zdolność.
Tu zaczynają się jaja - grający mogą wzajemnie ratować się
przed Koziołakami, mogą także zyskiwać przewagę w głosowaniach.
Wachlarz tych zdolności jest stosunkowo szeroki - przynajmniej moim
zdaniem. Co ty o nich myślisz?
Uwielbiałam
być pisarzem i zakochiwać ludzi! Też uważam, że jest dużo
fajnych zdolności. Dzięki nim można w jednym podejściu zrobić
combo i pozabijać z 5 osób… Mało tego każda umiejętność
- mniej lub bardziej - nawiązuje do postaci. Na swój sposób są
one przemyślane i fajnie urozmaicają grę.
Fakt,
da się zaczarować tak, żeby jednej nocy wyeliminować więcej niż
jednego gracza. Raz udało nam się chyba nawet pozbyć pięciu czy
sześciu osób na raz. Obgadaliśmy już postaci, przejdźmy do
tożsamości. Graczowi może przypaść rola zwykłego Uczestnika
konwentu, Koziołaka, Koziego Pomiotu bądź Ducha Fantastyki. Każda
z tych tożsamości niesie ze sobą coś innego, daje inne sposoby na
zwycięstwo…
Dasz
wiarę, że ani razu nie byłam Koziołakiem?! Ja - wcielenie zła i
w ogóle! Przez pierwsze gry dość szybko odpadałam, bo
myśleliście, że kto jak kto, ale ja na pewno jestem czarnym
charakterem. Raz byłam Kozim Pomiotem ale nie udało mi się
wyewoluować w Koziołaka i jest mi z tego powodu bardzo smutno. A
wydaje mi się, że to właśnie wtedy najbardziej wczuwasz się w
grę, planujesz intrygę, to jak zmanipulować innych tak, by nie
zauważyli, że systematycznie ich eliminujesz. W momencie w którym
jesteś Uczestnikiem to od ciebie zależy czy chcesz dać z siebie
miliard procent, przewidzieć kto jest Koziołakiem i się go pozbyć,
czy po prostu postarasz się nie umrzeć za szybko.
Chyba
muszę się zgodzić - bycie Koziołakiem daje najwięcej funu. Ale
wydaje mi się, że to w ogóle immanenta cecha gier, w których ktoś
kopie dołki pod drużyną - najfajniej być tym z łopatą. Bycie
Uczestnikiem jednak też nie jest takie złe, zwłaszcza pod koniec,
kiedy wszystkie matactwa i przekręty są już u szczytu i jedno
głosowanie może zdecydować o wygranej lub przegranej. Wtedy trzeba
się nagłówkować, bez względu na to, kim się jest.
Role,
tożsamości - to już za nami. Pozostaje jeszcze Mistrz Gry. Osoba,
która teoretycznie nie bierze udziału w rozgrywce, ale w praktyce
jest osnową całych Koziołaków.
Kimś,
kto trzyma to wszystko w ryzach i właściwie od niego w dużej
mierze zależy płynność i grywalność. Bycie Mistrzem Gry to kara
czy nagroda?
W
naszym przypadku często to była kara, odpadłeś jako pierwszy -
jesteś Mistrzem Gry. Jednak myślę, że fajnie jest być osobą,
która ogarnia wszystko, wie wszystko i nie miesza się… Taki
trochę bóg koziołkowego uniwersum ;) Moim zdaniem bycie Mistrzem
Gry (oczywiście nie cały czas, każdy chce pograć) może być
swego rodzaju nagrodą, ogarniasz grę najlepiej, nie pominiesz jej
ważnych elementów, czy nie spierdzielisz swojego zadania gdy inni
śpią, więc zostajesz Mistrzem.
Masz
jakieś zastrzeżenia odnośnie Koziołaków?
Mnie chodzi po głowie jedno, ale nie będę się zdradzał, zanim
nie odpowiesz. Jestem ciekaw, czy myślimy podobnie.
Uczestnicy
mogliby mieć większe pole manewru. Wydaje mi się, że będąc
w tej grze po stronie dobra masz dużo trudniej. Nie dość, że jest
tylko jeden Duch Fantastyki, to jeszcze jego supermoc nie powala na
kolana. W momencie w którym dowiadujesz się, że jesteś
Uczestnikiem masz w głowie “kurcze, szkoda”.
Mnie
nie podoba się sam start. Pierwszy dzień, pierwsze głosowanie,
kiedy tak naprawdę tylko Koziołaki wiedzą, kto jest kim. Nie może
być wtedy mowy o rozkminach, nikt nie zdążył jeszcze zrobic ani
jednej rzeczy, która by go zdradziła. A jednak, ktoś musi odpaść
- niemal zupełnie przypadkowo. Nie podoba mi się taki start, ale
właściwie nie mam żadnego pomysłu na lepszy.
Dlatego
uważam, że ta gra jest robiona pod bycie złem!
Gdybyś
miała podsumować Koziołaki
w
pięciu słowach, powiedziałabyś…?
W
Koziołakach zło zawsze wygrywa! (Dlatego mi smutno, bo ja nim nie
byłam… Chcę rewanżu!)
Właściwie
mieliśmy już kończyć, ale sprawiłaś, że mam jeszcze jedno
pytanie. Serio uważasz, że ta gra jest kiepsko zbalansowana? Nie
mam na myśli funu, tylko szanse na zwycięstwo.
Serio
tak uważam. Sam nawet zwróciłeś na to uwagę; pierwsza noc i już
ktoś odpada, a Koziołaki działają drużynowo. Popsułeś moje
piękne podsumowanie. Za karę wymyśl jakąś wspaniałą puentę!
Na
puentę jeszcze przyjdzie czas. Najpierw powiem, że zupełnie się
nie zgadzam. Wydaje mi się, że podczas kilkunastu naszych gier
szala przechylała się z jednej strony na drugą, częściej chyba
nawet wygrywali Uczestnicy. A pierwsza noc owszem, jest losowa, ale
wcale nie musi to przemawiać na korzyść Koziołaków. Mogą grać
razem, ale jest ich zawsze mniej niż Uczestników, a w głosowaniu
decyduje większość. Wystarczy trochę szczęścia i dobra gadka.
A puenta? Nie ufajcie ocenie Rudej, bo rude to fałszywe.