Atmosfera
w mieście była tego dnia tak gęsta, że można było ją ciąć
nożem.
Napięcie
pomiędzy królem i mieszczanami utrzymywało się od dłuższego
czasu. Miasto podupadało, podczas gdy na dworze odbywały się
huczne bale, a stoły uginały się pod ciężarem jedzenia. Władca
nie tylko nie dbał o mieszkańców, nie liczył się także z
podszeptami doradców, którzy sugerowali, że piesza przechadzka
ulicami pełnymi podburzonych ludzi nie jest najlepszym pomysłem.
Buta i pycha wzięły górę. Król zabrał ze sobą kilku zaufanych
gwardzistów i udał się na spacer.
Tłum
napierał z każdej strony. Ktoś krzyknął, kto inny zagwizdał
szyderczo. Dookoła króla i jego gwardii zbierało się coraz więcej
ludzi. I żaden z nich nie miał przyjaznego wyrazu twarzy. Jeden z
gwardzistów dostrzegł błysk na pobliskim dachu. Refleks słońca
na wypolerowanej rynnie czy promienie tańczące na obnażonym
ostrzu?
Od
zamku dzieliło ich jeszcze kilka ulic.
Król
i Zabójcy, gra wydawnictwa
Rebel, oferuje asymetryczną rozgrywkę dla dwóch osób. Jedna z
nich prowadzi postaciami króla i kilku gwardzistów, jej zadanie
polega na bezpiecznym doprowadzeniu władcy do zamku. Drugiemu z
graczy przypada rola mieszczan – w rozjuszonym tłumie ukrywa
trzech skrytobójców, których zadaniem jest zabić króla. Gra
kończy się zwycięstwem ludu również wtedy, kiedy władca nie
zdoła dotrzeć do zamku przed wyczerpaniem się kart ruchu.
Tę grę dostałem pod choinkę od dziewczyny, jak więc mógłbym
porozmawiać o rozgrywce z kimkolwiek innym?
Gra jest genialnie wydana. Grafiki są świetne. Ale czy same
grafiki są w stanie wprowadzić i utrzymywać gracza w klimacie
przez całą rozgrywkę? Czułaś się znienawidzonym królem albo
rozjuszonym tłumem?
Wiesz, że granie królem mnie zawsze stresuje. Nie czuję się
szczególnie nienawidzona, kiedy gram po tej stronie, ale napięcie
da się odczuć ciągle. Ci mieszkańcy są wszędzie, a ja nie wiem,
których trzech spośród nich wybrałeś na zabójców. Tak że pod
tym względem jest super. Z drugiej strony, kiedy gram mieszkańcami,
to wygląda trochę inaczej. Nie czujesz się zabójcą, tylko jakimś
przywódcą całej szajki, w skład której wchodzi trzech morderców
i grupa odpowiedzialna za sianie zamętu. Ale tak chyba musiało być,
bo inaczej granie skrytobójcami byłoby bez sensu.
Swój zachwyt nad wydaniem pokazałem już w pierwszym zdaniu
rozmowy. Tobie się podoba?
Graficznie jest bardzo ładnie i oddaje klimat. Chodzi mi o grafikę
z pudełka, samą planszę i przedstawienie postaci. W ogóle autor
miał świetny pomysł z osadzeniem tego wszystkiego w mieście, w
którym do zamku prowadzić może kilka dróg, także takie wiodące
po dachach. Nie jest tak, że z góry wiadomo, którędy będzie
przemieszczał się król i wszystko można zaplanować od pierwszego
ruchu.
Fakt, chociaż król ma trochę za mało punktów ruchu, żeby
zmienić koncepcję w połowie drogi. W pierwszych kilku – dwóch,
może trzech – posunięciach, może kombinować i zmieniać
decyzję, ale nagłe rozmyślenie się później jest prawie
równoznaczne z tym, że nie zdoła dotrzeć do zamku zanim wyczerpią
się karty.
A skoro jesteśmy przy wygranej i porażce – uważasz, że gra
jest dobrze zbalansowana?
Wydaje mi się, że trochę trudniej jest grać królem... Może nie
trudniej. Ta gra jest inna, w zależności od tego, po której
stronie się jest i kiedy porusza się królem, trzeba pamiętać
właśnie o tej ograniczonej liczbie ruchów. Nie można zawrócić
nagle, bo cały tłum wyszedł ci naprzeciw. A gracz-zabójca ma dużo
więcej możliwości, może szturmować całym tłumem, wśród
którego ukrył zabójców, albo w ogóle nie ruszać większością
postaci przez całą grę, trzymając skrytobójców ukrytych przy
wejściu do zamku. Może nawet zrobić trochę tak, trochę tak...
no, może zdecydowanie więcej od króla.
Więc władca jest bezbronny?
Nie no, nie jest bezbronny. Byłby, gdyby mógł tylko iść, ale tak
przecież nie jest. Gwardziści mogą przepychać tłum, aresztować
mieszkańców, krzyżować szyki zabójcy ciasno otaczając króla.
Mówiłam – ta gra jest po prostu zupełnie inna po jednej i
drugiej stronie. Królem trzeba grać bardziej zachowawczo, zabójcami
można pozwolić sobie na kontrolowany chaos.
Czyli jest asymetryczność nie jest minusem. Jest wręcz dużym
plusem, bo gwarantuje, że niemal każdy będzie chciał zagrać
przynajmniej dwa razy – żeby móc znaleźć się po obu stronach.
Powiedzieliśmy
trochę o tym, że król musi kontrolować liczbę pozostałych
ruchów. Nie jest jednak do końca tak, że zabójca robi, co mu się
tylko podoba. Też musi liczyć, planować. Czy to aby nie sprawia,
że gra ostatecznie sprowadza się tylko do liczenia i cały jej
klimat chowa się gdzieś za matematyką?
Nie, nie jest tak. Pewnie, że liczenie odgrywa tu dużą rolę,
musisz rozważyć, czy odkrycie króla nie sprawi, że przeciwnik da
radę pokonać cię w jednym ruchu. Będąc po stronie władcy,
trzeba w ogóle liczyć więcej i mocniej się nad tym skupiać –
zabójca znajduje drogę bez problemu tam, gdzie pojawiło się
jakieś niedopatrzenie króla. Ale nie wydaje mi się, żeby to
liczenie zabijało klimat. Nie jesteś przecież kochanym władcą na
spacerze, tylko kimś, na kogo czyhają zabójcy. Może nie dla
samego króla, ale dla jego rycerzy taki marsz przez rozwścieczony
tłum na pewno jest ciągłbym kalkulowaniem, szacowaniem i
rozważaniem tras.
No dobra, było kolorowo. Teraz minusy, jakieś przychodzą ci do
głowy?
Wiesz, że nie? Gra jest szybka, regrywalna. Może nie na cały
wieczór, ale jako taki przerywnik na parę partii sprawdza się na
pewno bardzo dobrze. Gdyby to ode mnie zależało, dodałabym jeszcze
może ze dwie plansze, żeby było jeszcze ciekawiej i różnorodnie,
ale wtedy pewnie skoczyłaby też cena... A te mniej więcej
osiemdziesiąt złotych jest w sumie odpowiednie za tak wydaną grę.
Czyli gra jest właściwie bezbłędna?
Na to by wychodziło; nie wiem, co można byłoby w niej zmienić,
żeby była jeszcze lepsza.