wtorek, 5 maja 2015

Król i zabójcy

Atmosfera w mieście była tego dnia tak gęsta, że można było ją ciąć nożem.

Napięcie pomiędzy królem i mieszczanami utrzymywało się od dłuższego czasu. Miasto podupadało, podczas gdy na dworze odbywały się huczne bale, a stoły uginały się pod ciężarem jedzenia. Władca nie tylko nie dbał o mieszkańców, nie liczył się także z podszeptami doradców, którzy sugerowali, że piesza przechadzka ulicami pełnymi podburzonych ludzi nie jest najlepszym pomysłem. Buta i pycha wzięły górę. Król zabrał ze sobą kilku zaufanych gwardzistów i udał się na spacer.

Tłum napierał z każdej strony. Ktoś krzyknął, kto inny zagwizdał szyderczo. Dookoła króla i jego gwardii zbierało się coraz więcej ludzi. I żaden z nich nie miał przyjaznego wyrazu twarzy. Jeden z gwardzistów dostrzegł błysk na pobliskim dachu. Refleks słońca na wypolerowanej rynnie czy promienie tańczące na obnażonym ostrzu?

Od zamku dzieliło ich jeszcze kilka ulic.

Król i Zabójcy, gra wydawnictwa Rebel, oferuje asymetryczną rozgrywkę dla dwóch osób. Jedna z nich prowadzi postaciami króla i kilku gwardzistów, jej zadanie polega na bezpiecznym doprowadzeniu władcy do zamku. Drugiemu z graczy przypada rola mieszczan – w rozjuszonym tłumie ukrywa trzech skrytobójców, których zadaniem jest zabić króla. Gra kończy się zwycięstwem ludu również wtedy, kiedy władca nie zdoła dotrzeć do zamku przed wyczerpaniem się kart ruchu.

Tę grę dostałem pod choinkę od dziewczyny, jak więc mógłbym porozmawiać o rozgrywce z kimkolwiek innym?



Gra jest genialnie wydana. Grafiki są świetne. Ale czy same grafiki są w stanie wprowadzić i utrzymywać gracza w klimacie przez całą rozgrywkę? Czułaś się znienawidzonym królem albo rozjuszonym tłumem?

Wiesz, że granie królem mnie zawsze stresuje. Nie czuję się szczególnie nienawidzona, kiedy gram po tej stronie, ale napięcie da się odczuć ciągle. Ci mieszkańcy są wszędzie, a ja nie wiem, których trzech spośród nich wybrałeś na zabójców. Tak że pod tym względem jest super. Z drugiej strony, kiedy gram mieszkańcami, to wygląda trochę inaczej. Nie czujesz się zabójcą, tylko jakimś przywódcą całej szajki, w skład której wchodzi trzech morderców i grupa odpowiedzialna za sianie zamętu. Ale tak chyba musiało być, bo inaczej granie skrytobójcami byłoby bez sensu.

Swój zachwyt nad wydaniem pokazałem już w pierwszym zdaniu rozmowy. Tobie się podoba?

Graficznie jest bardzo ładnie i oddaje klimat. Chodzi mi o grafikę z pudełka, samą planszę i przedstawienie postaci. W ogóle autor miał świetny pomysł z osadzeniem tego wszystkiego w mieście, w którym do zamku prowadzić może kilka dróg, także takie wiodące po dachach. Nie jest tak, że z góry wiadomo, którędy będzie przemieszczał się król i wszystko można zaplanować od pierwszego ruchu.

Fakt, chociaż król ma trochę za mało punktów ruchu, żeby zmienić koncepcję w połowie drogi. W pierwszych kilku – dwóch, może trzech – posunięciach, może kombinować i zmieniać decyzję, ale nagłe rozmyślenie się później jest prawie równoznaczne z tym, że nie zdoła dotrzeć do zamku zanim wyczerpią się karty.
A skoro jesteśmy przy wygranej i porażce – uważasz, że gra jest dobrze zbalansowana?

Wydaje mi się, że trochę trudniej jest grać królem... Może nie trudniej. Ta gra jest inna, w zależności od tego, po której stronie się jest i kiedy porusza się królem, trzeba pamiętać właśnie o tej ograniczonej liczbie ruchów. Nie można zawrócić nagle, bo cały tłum wyszedł ci naprzeciw. A gracz-zabójca ma dużo więcej możliwości, może szturmować całym tłumem, wśród którego ukrył zabójców, albo w ogóle nie ruszać większością postaci przez całą grę, trzymając skrytobójców ukrytych przy wejściu do zamku. Może nawet zrobić trochę tak, trochę tak... no, może zdecydowanie więcej od króla.

Więc władca jest bezbronny?

Nie no, nie jest bezbronny. Byłby, gdyby mógł tylko iść, ale tak przecież nie jest. Gwardziści mogą przepychać tłum, aresztować mieszkańców, krzyżować szyki zabójcy ciasno otaczając króla. Mówiłam – ta gra jest po prostu zupełnie inna po jednej i drugiej stronie. Królem trzeba grać bardziej zachowawczo, zabójcami można pozwolić sobie na kontrolowany chaos.

Czyli jest asymetryczność nie jest minusem. Jest wręcz dużym plusem, bo gwarantuje, że niemal każdy będzie chciał zagrać przynajmniej dwa razy – żeby móc znaleźć się po obu stronach.
Powiedzieliśmy trochę o tym, że król musi kontrolować liczbę pozostałych ruchów. Nie jest jednak do końca tak, że zabójca robi, co mu się tylko podoba. Też musi liczyć, planować. Czy to aby nie sprawia, że gra ostatecznie sprowadza się tylko do liczenia i cały jej klimat chowa się gdzieś za matematyką?

Nie, nie jest tak. Pewnie, że liczenie odgrywa tu dużą rolę, musisz rozważyć, czy odkrycie króla nie sprawi, że przeciwnik da radę pokonać cię w jednym ruchu. Będąc po stronie władcy, trzeba w ogóle liczyć więcej i mocniej się nad tym skupiać – zabójca znajduje drogę bez problemu tam, gdzie pojawiło się jakieś niedopatrzenie króla. Ale nie wydaje mi się, żeby to liczenie zabijało klimat. Nie jesteś przecież kochanym władcą na spacerze, tylko kimś, na kogo czyhają zabójcy. Może nie dla samego króla, ale dla jego rycerzy taki marsz przez rozwścieczony tłum na pewno jest ciągłbym kalkulowaniem, szacowaniem i rozważaniem tras.

No dobra, było kolorowo. Teraz minusy, jakieś przychodzą ci do głowy?

Wiesz, że nie? Gra jest szybka, regrywalna. Może nie na cały wieczór, ale jako taki przerywnik na parę partii sprawdza się na pewno bardzo dobrze. Gdyby to ode mnie zależało, dodałabym jeszcze może ze dwie plansze, żeby było jeszcze ciekawiej i różnorodnie, ale wtedy pewnie skoczyłaby też cena... A te mniej więcej osiemdziesiąt złotych jest w sumie odpowiednie za tak wydaną grę.

Czyli gra jest właściwie bezbłędna?

Na to by wychodziło; nie wiem, co można byłoby w niej zmienić, żeby była jeszcze lepsza.