niedziela, 31 maja 2015

J.R.R. Tolkien - Hobbit, czyli tam i z powrotem

Recenzja #19 Książka z końca twojej listy do przeczytania

Lubię Tolkiena, właściwie bardzo lubię, ale nie do tego stopnia, żeby brać udział w całonocnych maratonach z Władcą Pierścieni i zaczytywać się we wszystkim, co kiedykolwiek wyszło spod jego pióra. Prawdę mówiąc, do dziś, poza trylogią nie przebrnąłem przez żadną z jego książek. Niedokończone opowieści zmęczyły mnie po kilkudziesięciu stronach, a Legendę o Sigurdzie i Gudrun uważam za jeden z najgorszych zakupów.

Łał, napisałem, że go lubię, a teraz wychodzę na ignoranta i budzę pewnie nienawiść wśród psychofanów Śródziemia. No trudno.

Kiedy parę lat temu kończyłem Powrót Króla, miałem wielką ochotę pozostać jeszcze trochę w tym klimacie. Już, już sięgałem po Hobbita, już miałem zamiar się w nim zaczytać, kiedy znajoma powiedziała mi: Łe, Barni, za stary już na to jesteś, Hobbita powinno się czytać w podstawówce. No i odpuściłem. Te słowa przypominały mi się za każdym razem, kiedy nie miałem akurat pod ręką nic do czytania. Ilekroć pomyślałem, że może teraz Hobbit, zaraz zapalała mi się lampka przypominająca, że jestem już starym koniem i nie powinienem czytać o – cytując mojego tatę – tym małym, co tam boso przez Nową Zelandię biega.

Mimo wszystko ta książka cały czas przewijała się gdzieś na samym spodzie pozycji, które chciałbym w życiu przeczytać. Dlatego dziś znajduje się tutaj, w tej właśnie kategorii.



Bilbo Baggins prowadził spokojne życie w swoim pięknym, hobbicim domku. Pykał fajkę, przygotowywał pyszne jedzenie i delektował się spokojem. Wszystko zmieniło się, kiedy pewnego dnia w jego progi zawitał czarodziej Gandalf z całą zgrają krasnoludów... Stop, czy jest ktoś, kto nie zna tej historii?

Hobbit może być z powodzeniem czytany dzieciom lub przez dzieci. Nie dajcie się jednak oszukać jak ja, kiedy ktoś powie wam, że teraz jesteście już za starzy na tę książkę. Nie jesteście. Zawsze jest czas, żeby usiąść wygodnie w fotelu i wyruszyć na wyprawę do Samotnej Góry. Każdy rozdział powieści stanowi właściwie osobne opowiadanie, kolejną przygodę, jaka spotkała grupę śmiałków w drodze po strzeżone przez Smauga skarby. Dlatego myślę, że Hobbit doskonale nadaje się jako bajka na dobranoc dla dzieci – wraz z końcem każdego rozdziału, kończy się pewna zamknięta cząstka całości, do której można z powodzeniem wrócić kolejnego wieczoru.

Z drugiej strony ja, starszy czytelnik, także dobrze bawiłem się przy lekturze. Możliwe jednak, że wynikało to raczej z sentymentu do Śródziemia. Przygody są dość przewidywalne, a bohaterzy – z wyjątkiem Thorina – czarno-biali. Mimo wszystko wydaje mi się, że nawet będąc już po dwudziestce, trzydziestce czy sześćdziesiątce, warto czasem sięgnąć po coś właśnie w tym stylu – prostą i przyjemną opowiastkę, która przypomni najbardziej popularne archetypy i pokaże, że świat może być piękny, jeżeli tylko odpowiednio na niego spojrzeć.

Aż się prosi, żeby nawiązać teraz do ekranizacji. Muszę przyznać, że trochę się zdziwiłem, kiedy dotarłem już niemal do końca książki, a nic jeszcze nie zapowiadało Bitwy Pięciu Armii. W końcu okazało się, że to, na co Peter Jackson przeznaczył cały film, w powieści rozegrało się na kilku stronach i było raczej sprawozdaniem niż epickim opisem. Czy to źle?

Nie wiem. Kino rządzi się dziś swoimi prawami i nie wydaje mi się, żeby wierna adaptacja Hobbita zyskała wielu fanów. Skłaniam się ku opinii, że Jackson postąpił słusznie, rozbudowując fabułę i dodając do niej treści, które nie pojawiły się w książce. Kino potrzebuje bohaterów z krwi i kości, dlatego Bardowi trzeba było poświęcić więcej czasu. Nie wyobrażam sobie, żeby Smaug miał zginąć od strzały byle faceta, który pojawił się na ekranie przed paroma sekundami, zdążył tylko krzyknąć dwa zdania i chybić kilkoma pociskami. Mało epickie, nie? A seans tego typu musi mieć w sobie epickość.

Z drugiej strony – połowę ostatniej części przespałem. Poszedłem spać, trochę zdziwiony, kiedy smok runął na ziemię już po kilku minutach, a obudziły mnie pierwsze dźwięki stali, zwiastujące zbliżającą się walkę. Raczej nie sypiam w salach kinowych, raz, że niewygodnie, dwa, że z powodzeniem mógłbym znaleźć hostel z noclegiem w cenie dwóch biletów na seans. A jednak przez niemal pół Bitwy Pięciu Armii kimałem... więc może nawtykanie w film wątków pobocznych nie było jednak tak genialnym zabiegiem?

Tytuł: Hobbit, czyli tam i z powrotem
Autor: J.R.R. Tolkien
Data wydania: 2012
Wydawnictwo: Iskry
ISBN: 9788324402137
Liczba stron: 320