Wyobraź
sobie, że jesteś na imprezie. Początkowo było całkiem
sympatycznie – rozmowy, śmiechy, smaczne żarcie. W końcu jednak
nadszedł moment, w którym coś przestało grać. Może to kwestia
za małej ilości alkoholu, może średnio gadatliwego towarzystwa, a
może po prostu ciśnienie jest do bani.
Przyczyny
nie są istotne. Ważne jest, co ty wtedy robisz. A robisz Coś, Coś
przez duże C. Coś, co inni będą w przyszłości wspominać, co
pozwoli ci zostać królem tej imprezy, co sprawi, że reszta
podziękuje ci za uratowanie sytuacji. Poczuj na sobie blask
reflektorów, napawaj się wpatrzonymi z podziwem parami oczu.
Wyciągnij
czteropak imprezowy.
Do tej
pory wspominałem tu o mniej lub bardziej rozbudowanych grach.
Większość z nich wymagała nieco inicjatywy ze strony graczy.
Należało poświęcić kilka dłuższych chwil na zaznajomienie się
z zasadami, rozgrywka mogła zajmować sporo czasu i często wiązała
się z pewnym wysiłkiem umysłowym.
Opisywanych
dziś gier nie nazwę przeznaczonymi dla bezmózgów, ale
zdecydowanie zasługują na miano lekkich i przyjemnych, idealnych na
zmierzającą ku zamułce imprezę.
Na
pierwszy ogień gra, która sprzyja
pobudzeniu synaps w mózgu, jednocześnie nie wymagając od graczy
pierwiastkowania do piątego miejsca po przecinku. Kieszonkowy
bystrzak – gra prosta jak
konstrukcja drutu. O co chodzi? Kieszonkowy bystrzak
to tak naprawdę nic ponad talię kart. Na jednej stronie każdej
karty widnieje litera z alfabetu, na drugiej – kategoria. Talię
kładzie się literami ku górze, a potem odkrywa leżącą na
szczycie i kładzie obok – tworząc tym samym parę litera-temat.
Kto pierwszy powie (nie okłamujmy się, w rzeczywistości to raczej
wrzask) hasło na daną literę pasujące do kategorii, zgarnia
odkrytą kartę. I tak w kółko. Zwycięzcą zostaje oczywiście
ten, kto uzbiera najwięcej kart. Gra oferuje jeszcze dwa warianty,
ale główny zamysł wszystkich jest jednakowy.
Czarne
historie – coś dla miłośników
zagadek i absurdalnych anegdot. W tym przypadku również otrzymujemy
talię kart. Na jednej stronie znajduje się cała, opisana ze
szczegółami historia, a na drugiej krótka, zawoalowana notka,
mająca służyć graczom za punkt wyjścia. Jedna z osób przyjmuje
rolę narratora, który zapoznaje się z całą historią, a
następnie odczytuje pozostałym jej krótszą wersję. Chodzi o to,
aby poprzez zadawanie pytań, na które narrator może odpowiadać
jedynie tak lub nie, rozgryźć, co tak naprawdę się wydarzyło. A
stać mogło się naprawdę wiele – od morderczych zwierząt i
huraganów, przez zatrute żarcie po głupie pomysły z niewypałami
w roli głównej.
5
sekund ma nieco wspólnego z
Kieszonkowym bystrzakiem.
Co konkretnie? Trzeba bardzo szybko myśleć i jeszcze szybciej
mówić. Na grę składają się ci,
którzy chcą ją kupić
plansza z pionkami, klepsydropodobny gadżet do odmierzania czasu i
karty. Na każdej z kart znajduje polecenie, które rozpoczynają
słowa wymień trzy.
Wymień trzy zielone potrawy. Wymień trzy stolice. Wymień trzy
zastosowania patyka. Wydaje się proste, ale kiedy osoba siedząca po
twojej lewej skończy czytać, czas rusza. No, cwaniaczku, wymień
trzy rzeczy, które mogą zastąpić piłkę w pięć sekund!
Okej,
trzy razy stymulowaliśmy szare komórki, teraz pora oddziałać na
układ psychoruchowy. Jungle speed
lub polskie Prawo dżungli
– gra, przy której może polać się krew, istnieją także szanse
na zbicie donicy bądź złamanie stołu. Co dostajemy? Talię kart z
przeróżnymi wzorkami oraz drewniany totem. Talię dzielimy po równo
(no, w miarę, ain't nobody got time for that. Zresztą – prawo
dżungli!) pomiędzy graczy, totem stawiamy pośrodku, aby każdy
miał go w zasięgu ręki i... start. Każdy po kolei odkrywa kartę,
w kółko, w kółko, w kółko. Nic nie dzieje się do momentu,
kiedy dwójka graczy nie będzie miała akurat przed sobą
jednakowego wzoru. Wtedy rozpoczyna się pojedynek. Należy chwycić
totem; kto pierwszy, ten lepszy. Wyszarpywanie, podgryzanie i
skakanie sobie do gardeł jest jak najbardziej wskazane. Zwycięzca
oddaje swoje odkryte dotąd karty przegranemu. Jednak jeśli się
pomyli i chwyci totem w nieodpowiednim momencie, za karę zbiera
karty odkryte przez wszystkich graczy.
Gier,
które są łatwe, proste i przyjemne, wyszło naprawdę wiele. Mam
pełną świadomość, że ten czteropak nie wszyscy uznają za
idealny, a niektórzy stwierdzą wręcz, że wyciągnięcie akurat
tych gier byłoby ostatecznym ciosem dla każdej imprezy. Dlatego
zapewniam, że ten pierwszy zaserwowany przeze mnie pakiet nie będzie
ostatnim!