Co
jakiś czas popłakuję sobie nad czytanymi komiksami. A to nie
potrafię poczuć ich klimatu, a to uważam, że bohaterowie są zbyt
płytcy. Forma gryzie mi się z treścią, fabuła wydaje się mieć
dużo większy potencjał do wykorzystania w prozie. I tak sobie
narzekam, marudzę i stroję fochy... do niedawna.
Ostatnio
w moje ręce trafiły dwa naprawdę dobre komiksy. Jako pierwszy
zaprezentuję ten, który zrobił na mnie mniejsze – choć w
dalszym ciągu naprawdę spore! – wrażenie.
Fun
Home – tragikomiks rodzinny
autorstwa Alison Bechdel jest autobiografią autorki przedstawioną w
formie powieści graficznej. Dobór właśnie takiego medium wydaje
mi się strzałem w dziesiątkę – autorka mogła dzięki temu
podzielić się swoimi historiami w sposób przykuwający uwagę i
zachęcający do dalszej lektury. Myślę, że Fun Home
nie sprawdziłby się jako prozatorska autobiografia głównie z tego
powodu, że życie autorki nie jest kopalnią anegdotek. Jest spójną
całością, którą trzeba poznać w całej rozciągłości, aby
stała się interesująca i zmusiła do przemyśleń.
Obawiam
się również, że jako proza, całość mogłaby niebezpiecznie
zbliżyć się do feministyczno-lesbijskiej agitacji.
Ze
względu na to, że mówimy o autobiografii, kilka słów należy się
samej autorce. Alison Bechdel to amerykańska autorka komiksów.
Wychowała się w rodzinie nauczycielskiej, ale praca pedagogów nie
była jedyną fuchą jej rodziców. Posiadali oni również dom
pogrzebowy, tytułowy Fun Home.
Na
samym wstępie poznajemy ojca Alison. Przez kilka pierwszych scen
jawi się on jako tata idealny. Złota rączka, człowiek potrafiący
zrobić wszystko w domu, majsterkowicz i ogrodnik. Jednak obraz ten
zostaje szybko zburzony – ojciec nie potrafił żyć w zgodzie z
najbliższymi. Ciągłe kłótnie z żoną i wielki dystans w
relacjach z dziećmi sprawiały, że Bechdelom daleko było do
normalnej, szczęśliwej rodziny.
Z
tym ojcem, to w ogóle ciekawa historia – jedną z pierwszych
rzeczy, jakiej może dowiedzieć się o niem czytelnik, jest to, że
już nie żyje. Komiks staje się więc swego rodzaju rozliczeniem,
podsumowaniem relacji Alison z rodzicem, próbą zrozumienia i
zaakceptowania wszystkiego, co mogło ich dzielić i łączyć. A
łączyć mogłyby ich dwie rzeczy – silne zamiłowanie do
literatury oraz... homoseksualizm obojga.
Mogłoby
się wydawać, że pozwoliłem sobie na chamski spoiler. Nie wydaje
mi się. Homoseksualizm ojca Alison nie jest wielkim plot
twistem, można się go domyślać
już od początku lektury. Spoiler jest tym mniejszy, że – wydaje
mi się – w Fun Home
same wydarzenia odgrywają rolę drugoplanową. Najważniejsze są
przemyślenia autorki, a więc wszystko to, co dzieje się wewnątrz
niej. Do myślenia zmusza nie to, co się dzieje, ale sposób, w jaki
jest to komentowane.
A
komentowane jest naprawdę dobrze. Narracja skacze z jednego bieguna
na drugi, raz będąc niesamowicie chłodną i zdystansowaną, żeby
zaraz stać się zabawną i humorystyczną. Zdarza jej się także
zapuszczać w kategorie wzruszenia i tęsknoty. Na plus przemawiają
także liczne nawiązania intertekstualne, przez które młoda Alison
próbowała często uporządkować swoje życie i udowodnić sobie
samej, że ma ono jakieś normalne, stabilne fundamenty.
Jest jeszcze jeden element, który podczas lektury mocno przykuł moją uwagę. Rodzice Alison mieli dom pogrzebowy, o czym już wspomniałem. Teraz wyobraźcie sobie, że na co dzień obcujecie ze śmiercią. Przestawiacie trumny, przygotowujecie zmarłych do pogrzebu, nawet śpiąc macie świadomość, że za ścianą znajduje się jakieś martwe ciało. Czy wtedy zgon kogoś bliskiego staje się łatwiejszy do zaakceptowania? Fun Home pokazuje, jak dziwnym i nieoswajalnym zjawiskiem jest śmierć najbliższych.
Głupio
mi, ale – chociaż to komiks – kompletnie nie potrafię odnieść
się do szaty graficznej. Jest poprawnie, trochę gotycko... i tyle.
Tak uboga wzmianka o stronie rysunkowej jest spowodowana po części
tym, że bardzo niewiele wiem o grafice, a po części faktem, że
czytając Fun Home nie
poczułem się nią ani trochę urzeczony.
Tak
czy owak – komiks polecam, bardzo. I z tego miejsca wielkie dzięki
dla Dominiki, która mi go pożyczyła, chociaż nie są to
tanie rzeczy. Słowo, że
obchodziłem się jak z jajkiem! Ugotować się, niestety, nie dało.