niedziela, 7 czerwca 2015

Stanisław Lem - Solaris

Recenzja #20 Książka, której akcja osadzona jest w przyszłości

Wstyd się przyznać, ale jeszcze niedawno myślałem, że nie lubię Lema. Dziś wiem, że powinienem nie lubić raczej systemu edukacji. Dzieciaki w podstawóce powinny czytać o Tolku Bananie albo Wszystkie lajki Marczuka, a nie groteskowe Bajki robotów, których nie skumają i zrażą się do autora. Chociaż możliwe, że to po prostu ja byłem tępy.

Jakieś dziesięć lat po tym, jak stwierdziłem, że strzelam focha na mistrza polskiego science-fiction, los – no dobra, studia, ale profesor by się na pewno ucieszył, gdyby wiedział, że podniosłem go do rangi losu – zmusił mnie do przeczytania Solaris. O rany, jak dobrze, że tak się stało!



Kiedy Lem zaczynał tworzyć science-fiction, był w Polsce jedynym takim pisarzem. Mógł, co prawda, powoływać się, na przykład, na Niesamowite opowieści Grabińskiego i to je wskazywać jako tradycję, do której nawiązwał. Nie ulega jednak wątpliwości, że w tym, co można nazwać pełnoprawnym science-fiction, Lem był w Polsce osamotniony. Stworzył sobie własną niszę i ulokował się w niej wygodnie, samemu będąc sobie sterem, okrętem i... turbonapędem.

Ale przejdźmy do Solaris. Czytelnik znajduje się w przyszłości, w której ludzkość pragnie podbić kosmos. Pragnie i ma ku temu duże predyspozycje – technologia pozwala na wysłanie człowieka w przestrzeń kosmiczną, na niektórych planetach moża nawet wylądować. Na Solaris udało się zbudować stację badawczą. Planeta stała się jednym z najważniejszych problemów naukowców. Powstały o niej liczne prace, wydano tak wiele książek, że możnaby budować biblioteki poświęcone jedynie badaniom nad tą planetą.

Na Solaris zostaje wysłany Kris Kelvin, naukowiec. Szybko orientuje się, że niewiele rzeczy pokrywa się z rzeczywistością. Owszem, rozległe wywody naukowe zapełniające książki faktycznie opisują tę planetę, ale... niewiele z tego wynika. Naukowcy stanęli w martwym punkcie, badania nie są w stanie ruszyć choćby o krok. Niby wszystko jest skatalogowane, niby wiadomo – mniej więcej – jak zachowuje się planeta, ba!, udało się nawet nieco opisać niemal wszechobecny cytoplazmatyczny ocean... ale właśnie ten ostatni sprawia zasadniczy problem. Wydaje się bowiem, że jest on w jakiś pokrętny sposób formą życia. I próbuje nawiązać kontakt z naukowcami, ale na zupełnie innych niż ludzkie zasadach.

Solaris to książka nie tylko o kryzysie nauki. To także powieść o ułomności ludzkości, która nie chce poznawać Wszechświata, chce jednie rozszerzać granice Ziemi i nie potrafi dobrze zaadaptować się w nowych, nieziemskich realiach. W końcu to również podróż wgłąb jednostki. Ocean nawiązuje kontakt z naukowcami, przenikając ich na wskroś i wyjmując z ich podświadomości rzeczy, które z jakiegoś powodu wydały mu się istotne. Badacze muszą stawić czoła samym sobie, emocjom i przeżyciom, z którymi pozornie zdołali się już pogodzić.

Lem stworzył dzieło, w którym człowiek zostaje przeciwstawiony własnym lękom, naukowiec staje się częścią – a nie jedynie obserwatorem – przeprowadzanego eksperymentu, a ludzkość mierzy się z granicami zbiorowej świadomości. Solaris jest w analizie tych zagadnień tak przekonujące i interesujące, że naprawdę warto po nie sięgnąć. Nawet jeśli ktoś nieszczególnie lubi science-fiction.

Tytuł: Solaris
Autor: Stanisław Lem
Data wydania: 2012
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
ISBN: 9788308049051
Liczba stron: 340