Żar
lał się z nieba.
Gdzieś
pomiędzy stromymi wzgórzami znajdowała sie niewielka, zielona
dolina. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było bzyczenie much,
zlatujących sie do owczego truchła. Nie... było coś jeszcze.
Łopot, z każdą chwilą bliższy i głośniejszy. Smok nie
zastanawiał się, co tu robi ta padlina i dlaczego z jej boku wciąż
sterczy bełt. Był głodny. Obniżył lot.
Kiedy
zatopił kły w zwierzęciu, zafalowały cienie najbliższych drzew.
Bestia uniosła łeb i spostrzegła trzech masywnych krasnoludów w
wysłużonych pancerzach. Jeden z nich mierzył do smoka z kuszy.
Dwaj pozostali zbliżali się z bronią i nie wróżącymi nic
dobrego uśmiechami.
Drako
– gra planszowa wydawnictwa Rebel dla dwóch graczy, w której
jeden z nich steruje smokiem, a drugi odpowiada za poczynania grupy
trzech krasnoludów. Smok musi pokonać krasnoludów, bądź nie dać
się zabić dopóki nie wyczerpie się talia kart prezciwnika.
Krasnoludy zwyciężą, jeżeli zdołają zadać bestii śmiertelny
cios.
Ostatnio
ze znajomym potrzebowaliśmy czegoś, co zajmie nam czas na jakieś
pół godzinki. Padło własnie na Drako. Teraz wymieniliśmy się z
Bubem z Nimnaros spostrzeżeniami na temat tej gry.
No
to co właściwie myślisz o grze Drako?
Bub:
No śmieszna jest, bardzo
prosta, a przez to też grywalna. Nie ma niespodzianek, jest
odpowiednio wyważony element losowości (karty) i taktyki, podoba mi
się rozwiązanie zdolności specjalnych, no i obrażeń. Że nie ma
żadnych rzutów kostkami, cudowania... ogólnie mówiąc - prostota,
fajny klimat, i czegóż chcieć więcej? Jestem na tak. Właśnie na
takie krótkie spotkania, kiedy chce się w coś pograć, a nie ma
sensu rozkładać wielkich plansz
Barni:
I nie miałeś wrażenia,
że gra jest słaba? Przez większość czasu nasza rozgrywka
ograniczała się do "uderzam cię", "bronię, teraz
ja uderzam", 'bronię, uderzam", "weszło, w co?"
"chodzenie, uderzam" "bronię...". To brzmi
średnio zachęcająco - więc co w tej grze jednak przemawia na jej
korzyść?
Bub:
Wiesz,
nie oczekiwałem od niej niczego więcej. Ona od samego początku
była pomyślana na bycie bardzo prostą i dlatego myślę, że nie
można jej o to winić. A to, co skłania do grania, to taka jakby
nutka niepewności, jaka karta przyjdzie i wieczna nadzieja, że uda
się skomponować z tego, co się ma, jakiś taktyczny myk, który
pozwoli wygrać.
Starałem się też
przewidzieć, ile ty, jako mój przeciwnik, możesz mieć kart i jakie,
co już użyłeś, czego najprawdopodobniej nie zagrasz w najbliższym
czasie... to nie były rozkminy wyższego rzędu, ale poziom taktyki
był wystarczający, aby nie nudził się po pierwszych dwóch grach
– chociaż na trzecią trzeba by było mnie pewnie dłużej
namawiać.
Barni:
Ja
pamiętam, że pierwszy raz grałem w Drako
z
dziewczyną na Poznańskich Dniach Fantastyki, akurat mieliśmy po
prostu wolne 20 minut. Chyba ta gra właśnie do tego jest stworzona,
że kiedy masz chwilę do zagospodarowania, ale nie możesz się
wciągnąć na pół dnia, to sięgasz po Drako
i akurat mija ci te niecałe pół godzinki. Razem zagraliśmy w
sumie w takich samych okolicznościach, więc teza się potwierdza.
A jak podobało
ci się samo wydanie gry? Co prawda miałeś przyjemność grać
egzemplarzem własnoręcznie malowanym i dopieszczonym - w wersji
podstawowej smok jest czerwony, a krasnoludy, bodajże, szare, ale
karty, planszę i pudełko widziałeś bez żadnych modyfikacji.
Bub:
Estetycznie nie było w
sumie na co narzekać, czego chcieć więcej w takiej gierce? Figurek
nie ma dużo, więc bardzo dobrze, że zostały wiernie oddane,
klarowne jest też rozwiązanie punktów życia i zdolności
specjalnych, plansza na przyzwoitym poziomie, nie mam zastrzeżeń.
Barni:
Właściwie to nawet dobrze, że te figurki pierwotnie nie są
pomalowane. Gra może budzić - co prawda bardzo odległe -
skojarzenia z wielkimi bitewniakami, a w nich przecież malowanie i
zdobienie armii to połowa całej frajdy.
A co myślisz o
zbalansowaniu tej gry?
Bub:
Zostało
ono osiągnięte w bardzo prosty sposób - smok osłabia siły
krasnali zabijając je po kolei, a krasnale mogą pozbawiać smoka
jego zdolności przez atakowanie konkretnych części ciała.
Rozgrywka jest wyrównana i choć krasnala z kuszą uważałem za
trochę mało przydatnego, a umiejętność lotu za mocno
przypakowaną, ostatecznie okazało się chyba, że wszystko jakoś
tam razem funkcjonuje. Chyba tylko dałbym strzałowi z kuszy dwa
obrażenia, a nie jedno, może wtedy bardziej warto byłoby z tego
korzystać.
Barni:
Gdyby
smok nie miał możliwości lotu, przegrywałby chyba każdą partię
- wystarczyłoby, żeby krasnoludy go osaczyły.
No dobra, ale
mówisz o grze raczej pozytywnie, łatwa, prosta i przyjemna, a
jednak wspomniałeś też, że do zagrania dwa, góra trzy razy.
Jakie są w takim razie jej słabe strony, co można byłoby
poprawić?
Bub:
Nie
wiem, czy coś tu można poprawić. Po prostu są gry do zagrywania
się nocami i dniami, a są też takie na chwilę. To nie musi być
jej wada, bo czasem przecież potrzeba właśnie czegos takiego.