wtorek, 7 kwietnia 2015

Drako

Żar lał się z nieba.
Gdzieś pomiędzy stromymi wzgórzami znajdowała sie niewielka, zielona dolina. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było bzyczenie much, zlatujących sie do owczego truchła. Nie... było coś jeszcze. Łopot, z każdą chwilą bliższy i głośniejszy. Smok nie zastanawiał się, co tu robi ta padlina i dlaczego z jej boku wciąż sterczy bełt. Był głodny. Obniżył lot.

Kiedy zatopił kły w zwierzęciu, zafalowały cienie najbliższych drzew. Bestia uniosła łeb i spostrzegła trzech masywnych krasnoludów w wysłużonych pancerzach. Jeden z nich mierzył do smoka z kuszy. Dwaj pozostali zbliżali się z bronią i nie wróżącymi nic dobrego uśmiechami.



Drako – gra planszowa wydawnictwa Rebel dla dwóch graczy, w której jeden z nich steruje smokiem, a drugi odpowiada za poczynania grupy trzech krasnoludów. Smok musi pokonać krasnoludów, bądź nie dać się zabić dopóki nie wyczerpie się talia kart prezciwnika. Krasnoludy zwyciężą, jeżeli zdołają zadać bestii śmiertelny cios.

Ostatnio ze znajomym potrzebowaliśmy czegoś, co zajmie nam czas na jakieś pół godzinki. Padło własnie na Drako. Teraz wymieniliśmy się z Bubem z Nimnaros spostrzeżeniami na temat tej gry.

No to co właściwie myślisz o grze Drako?

Bub: No śmieszna jest, bardzo prosta, a przez to też grywalna. Nie ma niespodzianek, jest odpowiednio wyważony element losowości (karty) i taktyki, podoba mi się rozwiązanie zdolności specjalnych, no i obrażeń. Że nie ma żadnych rzutów kostkami, cudowania... ogólnie mówiąc - prostota, fajny klimat, i czegóż chcieć więcej? Jestem na tak. Właśnie na takie krótkie spotkania, kiedy chce się w coś pograć, a nie ma sensu rozkładać wielkich plansz

Barni: I nie miałeś wrażenia, że gra jest słaba? Przez większość czasu nasza rozgrywka ograniczała się do "uderzam cię", "bronię, teraz ja uderzam", 'bronię, uderzam", "weszło, w co?" "chodzenie, uderzam" "bronię...". To brzmi średnio zachęcająco - więc co w tej grze jednak przemawia na jej korzyść?

Bub: Wiesz, nie oczekiwałem od niej niczego więcej. Ona od samego początku była pomyślana na bycie bardzo prostą i dlatego myślę, że nie można jej o to winić. A to, co skłania do grania, to taka jakby nutka niepewności, jaka karta przyjdzie i wieczna nadzieja, że uda się skomponować z tego, co się ma, jakiś taktyczny myk, który pozwoli wygrać.
Starałem się też przewidzieć, ile ty, jako mój przeciwnik, możesz mieć kart i jakie, co już użyłeś, czego najprawdopodobniej nie zagrasz w najbliższym czasie... to nie były rozkminy wyższego rzędu, ale poziom taktyki był wystarczający, aby nie nudził się po pierwszych dwóch grach – chociaż na trzecią trzeba by było mnie pewnie dłużej namawiać.

Barni: Ja pamiętam, że pierwszy raz grałem w Drako z dziewczyną na Poznańskich Dniach Fantastyki, akurat mieliśmy po prostu wolne 20 minut. Chyba ta gra właśnie do tego jest stworzona, że kiedy masz chwilę do zagospodarowania, ale nie możesz się wciągnąć na pół dnia, to sięgasz po Drako i akurat mija ci te niecałe pół godzinki. Razem zagraliśmy w sumie w takich samych okolicznościach, więc teza się potwierdza.

A jak podobało ci się samo wydanie gry? Co prawda miałeś przyjemność grać egzemplarzem własnoręcznie malowanym i dopieszczonym - w wersji podstawowej smok jest czerwony, a krasnoludy, bodajże, szare, ale karty, planszę i pudełko widziałeś bez żadnych modyfikacji.

Bub: Estetycznie nie było w sumie na co narzekać, czego chcieć więcej w takiej gierce? Figurek nie ma dużo, więc bardzo dobrze, że zostały wiernie oddane, klarowne jest też rozwiązanie punktów życia i zdolności specjalnych, plansza na przyzwoitym poziomie, nie mam zastrzeżeń.

Barni: Właściwie to nawet dobrze, że te figurki pierwotnie nie są pomalowane. Gra może budzić - co prawda bardzo odległe - skojarzenia z wielkimi bitewniakami, a w nich przecież malowanie i zdobienie armii to połowa całej frajdy.

A co myślisz o zbalansowaniu tej gry?

Bub: Zostało ono osiągnięte w bardzo prosty sposób - smok osłabia siły krasnali zabijając je po kolei, a krasnale mogą pozbawiać smoka jego zdolności przez atakowanie konkretnych części ciała. Rozgrywka jest wyrównana i choć krasnala z kuszą uważałem za trochę mało przydatnego, a umiejętność lotu za mocno przypakowaną, ostatecznie okazało się chyba, że wszystko jakoś tam razem funkcjonuje. Chyba tylko dałbym strzałowi z kuszy dwa obrażenia, a nie jedno, może wtedy bardziej warto byłoby z tego korzystać.

Barni: Gdyby smok nie miał możliwości lotu, przegrywałby chyba każdą partię - wystarczyłoby, żeby krasnoludy go osaczyły.

No dobra, ale mówisz o grze raczej pozytywnie, łatwa, prosta i przyjemna, a jednak wspomniałeś też, że do zagrania dwa, góra trzy razy. Jakie są w takim razie jej słabe strony, co można byłoby poprawić?

Bub: Nie wiem, czy coś tu można poprawić. Po prostu są gry do zagrywania się nocami i dniami, a są też takie na chwilę. To nie musi być jej wada, bo czasem przecież potrzeba właśnie czegos takiego.