wtorek, 14 kwietnia 2015

Hobbit: Niezwykła podróż

Kiedy Gandalf pozostawił na drzwiach Bilba znak informujący krasnoludów, że tu mieszka złodziej, którego poszukują, hobbit nie spodziewał się nawet, co go czeka. Podróż do Samotnej Góry, w którą wyruszył jako czternasty członek drużyny, wiązała się z licznymi przeszkodami i niebezpieczeństwami. Na każdym kroku na bohaterów czyhały gobliny, trolle i dzikie zwierzęta. A droga miała trwać wiele miesięcy...

Dookoła twórczości Tolkiena powstało i wciąż powstaje całe zatrzęsienie produkcji. Filmy, bajki, gry, kubki, podkładki pod myszkę – a także planszówki. Kiedy do kin trafił Hobbit, było jasnym, że tolkienowski boom powróci. No i powrócił, a wraz z nim świat ujrzało kilka planszówek. Między innymi Hobbit: Niezwykła Podróż, o której porozmawiałem z Klaudią.



Lubimy Tolkiena. Książki są świetne, filmy też trzymają dobry poziom. Gry… tutaj bywa różnie. Zarówno jeśli chodzi o próby przeniesienia Śródziemia na komputery i konsole, jak i o gry planszowe. Pograliśmy trochę w Hobbita: Niezwykłą Podróż. I co myślisz, jest w porządku?


Dość sceptycznie podchodzę do gier planszowych opartych na książkach, filmach, choć oczywiście spotkałam się z kilkoma miłymi wyjątkami (Ankh Morpork polecam z całego serduszka!). Otwierając mój egzemplarz Hobbita, nie liczyłam na nic wielkiego, spodziewałam się lekkiej gry na niedzielne popołudnia z rodzinką i to właśnie dostałam. Grę, która ni ziębi, ni grzeje. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy jest w porządku, myślę, że jej powtarzalność i losowość sprawia, że dla bardziej wymagającego gracza propozycja ta to zdecydowanie za mało.


W instrukcji można przeczytać, że do gry dołączone są pionki, między innymi krasnoludów i Bilba. Trochę za duże słowa jak na to, co dostajemy faktycznie, co? Pierścień jest okrągły, ale poza tym… Jak oceniasz to, co dostaje gracz w pudełku?


Pierścień jest okrągły, plastikowy i tandetny - nijak przypomina filmowy ssskarb, pionki również nie mają nic wspólnego z tolkienowskimi postaciami, ot zwykłe pionki, których można by użyć w każdej innej grze. Jedynie karty, inspirowane filmowymi ujęciami, trzymają jakiś poziom. Nie jestem pewna, czy to jest to, co chcielibyśmy dostać w cenie 110zł. Niedociągnięcia graficzno-wizualne można planszówce wybaczyć, jeśli wciąga, ma dużą grywalność i jest zrobiona z pomysłem. Niestety, sięgając po Hobbita, spotkamy się z dużym rozczarowaniem. A to, co najbardziej w grze przeszkadza, to dwa poziomy trudności - nie do wygrania i nie do przegrania. Przy zbyt częstym losowaniu żetonów Niebezpieczeństwa, gra kończy się niespodziewanie szybko, a po wyjęciu części żetonów z kart, gra zwyczajnie męczy i zmusza do przerwania rozgrywki.


Nie jest tak, że grania można się nauczyć? Mam na myśli, czy losowość odgrywa tutaj główną rolę i doświadczeni gracze mogą zostać przez nią zniszczeni tak samo szybko i łatwo jak żółtodzioby?


Zacznijmy od tego, że poziom doświadczenia przy tej grze nie ma większego znaczenia. Praktycznie każda osoba, która choć raz w życiu zagrała w monopol czy w chińczyka, bez problemu ją zrozumie, a po drugiej, trzeciej rozgrywce, nauczy się. To zasługa absurdalnie prostej mechaniki gry oraz tego, że nie wymusza ona na graczach trzymania się jakiejkolwiek strategii. Z tak dużą losowością nie spotkałam się jeszcze przy żadnej planszówce.


Nie przesadzasz z tym brakiem strategii? Można przecież starać się lecieć na hura do celu, można szturmować drogę jednym pionkiem, drugi pozostawiając w tyle… no i chyba faktycznie to wszystko, jeśli chodzi o możliwości graczy w kwestii planowania rozgrywki, zwracam honor.


Mimo wszystko postarajmy się poszukać jakichś plusów. Mówimy o grze kooperacyjnej, może chociaż na tym polu planszówka się jakoś ratuje? Hobbit stwarza chociaż pozory, że współpracą i chęcią pomocy sobie nawzajem można pokonać losowość i zwykłego pecha?


Tak, kooperacja w tej grze to chyba jedyna droga do wygranej. Bez współpracy z innymi graczami i połączenia sił swoich kart, ciężko byłoby pokonać mocniejszych przeciwników. Ten aspekt faktycznie może trochę ratować grę, szczególnie kiedy rozgrywka toczy się w zaprzyjaźnionym gronie, które od początku wie, czego może się spodziewać. Hobbit jest fajny jako swego rodzaju "odmóżdżacz" i przerywnik przy cięższych planszówkach/karciankach, może się również sprawdzić jako gra dla dzieciaków, które mają frajdę z samego przesuwania pionków po planszy i zakładania pierścienia na pionek Bilba tak, żeby ten stawał się niewidzialny (przyznaj Barni, nas też to cieszyło).


Ja w ogóle jestem jeszcze na tym etapie, na którym wkładanie wszelkiego rodzaju podłużnych przedmiotów w inne, okrągłe, sprawia mi frajdę.

Tak właśnie sobie pomyślałem, że Hobbit broni się właściwie tym, co jest kartą przetargową także innych gier kooperacyjnych - przegrana tak nie boli, kiedy przegrywają wszyscy. Sami byliśmy raczej rozbawieni za każdym razem, kiedy okazywało się, że znowu nie zdołaliśmy wygrać. Może, przewrotnie, jest tak, że ten wysoki poziom trudności… losowości… no, niska częstotliwość zwyciężania, jest plusem? Wyobraź sobie sytuację, w której gra jest niemal identyczna, z tym tylko, że większość rozgrywek kończy się happy endem. Nie byłoby to jeszcze bardziej odpychające?


Tak właściwie gry kooperacyjne to jedyne gry, w których twórcy mogą sobie pozwolić na to, żeby rozgrywka kończyła się ogólną przegraną. Hobbit to też niezłe wyzwanie dla graczy ambitnych, którzy nie potrafią pogodzić się z klęską. Wyobraź sobie to szczęście na twarzach osób, którym po piątej porażce z rzędu w końcu udaje się zwyciężyć. My chyba nigdy nie byliśmy tak ambitni… Hobbit wymaga wielkich pokładów cierpliwości i dystansu do wszelkich błędów koncepcyjnych, to definitywnie nie jest gra dla osób, które lubią spędzać dużo czasu nad instrukcją i ściśle się jej trzymać.


Czyli co? To dobra gra dla dzieci i ascetów? Czy jest jeszcze jakaś grupa, do której może trafić?


O właśnie, dla ascetów jest wręcz idealna! A tak serio to nie wiem, czy jest ktoś jeszcze. Jest wiele znacznie fajniejszych gier imprezowych, fanom Tolkiena również nieszczególnie bym ją poleciła. Może trafiłaby do gustu części osób spoza planszówkowego świata, jako gra na rozkręcenie.