Kiedy
Gandalf pozostawił na drzwiach Bilba znak informujący krasnoludów,
że tu mieszka złodziej, którego poszukują, hobbit nie spodziewał
się nawet, co go czeka. Podróż do Samotnej Góry, w którą
wyruszył jako czternasty członek drużyny, wiązała się z
licznymi przeszkodami i niebezpieczeństwami. Na każdym kroku na
bohaterów czyhały gobliny, trolle i dzikie zwierzęta. A droga
miała trwać wiele miesięcy...
Dookoła
twórczości Tolkiena powstało i wciąż powstaje całe zatrzęsienie
produkcji. Filmy, bajki, gry, kubki, podkładki pod myszkę – a
także planszówki. Kiedy do kin trafił Hobbit,
było jasnym, że tolkienowski boom powróci. No i powrócił, a wraz
z nim świat ujrzało kilka planszówek. Między innymi Hobbit:
Niezwykła Podróż,
o której porozmawiałem z Klaudią.
Lubimy
Tolkiena. Książki są świetne, filmy też trzymają dobry poziom.
Gry… tutaj bywa różnie. Zarówno jeśli chodzi o próby
przeniesienia Śródziemia na komputery i konsole, jak i o gry
planszowe. Pograliśmy trochę w Hobbita:
Niezwykłą Podróż.
I co myślisz, jest w porządku?
Dość
sceptycznie podchodzę do gier planszowych opartych na książkach,
filmach, choć oczywiście spotkałam się z kilkoma miłymi
wyjątkami (Ankh
Morpork
polecam z całego serduszka!). Otwierając mój egzemplarz Hobbita,
nie
liczyłam na nic wielkiego, spodziewałam się lekkiej gry na
niedzielne popołudnia z rodzinką i to właśnie dostałam. Grę,
która ni ziębi, ni grzeje. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy
jest w porządku, myślę, że jej powtarzalność i losowość
sprawia, że dla bardziej wymagającego gracza propozycja ta to
zdecydowanie za mało.
W
instrukcji można przeczytać, że do gry dołączone są pionki,
między innymi krasnoludów i Bilba. Trochę za duże słowa jak na
to, co dostajemy faktycznie, co? Pierścień jest okrągły, ale poza
tym… Jak oceniasz to, co dostaje gracz w pudełku?
Pierścień
jest okrągły, plastikowy i tandetny - nijak przypomina filmowy
ssskarb, pionki również nie mają nic wspólnego z tolkienowskimi
postaciami, ot zwykłe pionki, których można by użyć w każdej
innej grze. Jedynie karty, inspirowane filmowymi ujęciami, trzymają
jakiś poziom. Nie jestem pewna, czy to jest to, co chcielibyśmy
dostać w cenie 110zł. Niedociągnięcia graficzno-wizualne można
planszówce wybaczyć, jeśli wciąga, ma dużą grywalność i jest
zrobiona z pomysłem. Niestety, sięgając po Hobbita,
spotkamy się z dużym rozczarowaniem. A to, co najbardziej w grze
przeszkadza, to dwa poziomy trudności - nie do wygrania i nie do
przegrania. Przy zbyt częstym losowaniu żetonów Niebezpieczeństwa,
gra kończy się niespodziewanie szybko, a po wyjęciu części
żetonów z kart, gra zwyczajnie męczy i zmusza do przerwania
rozgrywki.
Nie
jest tak, że grania można się nauczyć? Mam na myśli, czy
losowość odgrywa tutaj główną rolę i doświadczeni gracze mogą
zostać przez nią zniszczeni tak samo szybko i łatwo jak
żółtodzioby?
Zacznijmy
od tego, że poziom doświadczenia przy tej grze nie ma większego
znaczenia. Praktycznie każda osoba, która choć raz w życiu
zagrała w monopol czy w chińczyka, bez problemu ją zrozumie, a po
drugiej, trzeciej rozgrywce, nauczy się. To zasługa absurdalnie
prostej mechaniki gry oraz tego, że nie wymusza ona na graczach
trzymania się jakiejkolwiek strategii. Z tak dużą losowością nie
spotkałam się jeszcze przy żadnej planszówce.
Nie
przesadzasz z tym brakiem strategii? Można przecież starać się
lecieć na hura do celu, można szturmować drogę jednym pionkiem,
drugi pozostawiając w tyle… no i chyba faktycznie to wszystko,
jeśli chodzi o możliwości graczy w kwestii planowania rozgrywki,
zwracam honor.
Mimo
wszystko postarajmy się poszukać jakichś plusów. Mówimy o grze
kooperacyjnej, może chociaż na tym polu planszówka się jakoś
ratuje? Hobbit
stwarza
chociaż pozory, że współpracą i chęcią pomocy sobie nawzajem
można pokonać losowość i zwykłego pecha?
Tak,
kooperacja w tej grze to chyba jedyna droga do wygranej. Bez
współpracy z innymi graczami i połączenia sił swoich kart,
ciężko byłoby pokonać mocniejszych przeciwników. Ten aspekt
faktycznie może trochę ratować grę, szczególnie kiedy rozgrywka
toczy się w zaprzyjaźnionym gronie, które od początku wie, czego
może się spodziewać. Hobbit jest fajny jako swego rodzaju
"odmóżdżacz" i przerywnik przy cięższych
planszówkach/karciankach, może się również sprawdzić jako gra
dla dzieciaków, które mają frajdę z samego przesuwania pionków
po planszy i zakładania pierścienia na pionek Bilba tak, żeby ten
stawał się niewidzialny (przyznaj Barni, nas też to cieszyło).
Ja
w ogóle jestem jeszcze na tym etapie, na którym wkładanie
wszelkiego rodzaju podłużnych przedmiotów w inne, okrągłe,
sprawia mi frajdę.
Tak
właśnie sobie pomyślałem, że Hobbit
broni
się właściwie tym, co jest kartą przetargową także innych gier
kooperacyjnych - przegrana tak nie boli, kiedy przegrywają wszyscy.
Sami byliśmy raczej rozbawieni za każdym razem, kiedy okazywało
się, że znowu nie zdołaliśmy wygrać. Może, przewrotnie, jest
tak, że ten wysoki poziom trudności… losowości… no, niska
częstotliwość zwyciężania, jest plusem? Wyobraź sobie sytuację,
w której gra jest niemal identyczna, z tym tylko, że większość
rozgrywek kończy się happy endem. Nie byłoby to jeszcze bardziej
odpychające?
Tak
właściwie gry kooperacyjne to jedyne gry, w których twórcy mogą
sobie pozwolić na to, żeby rozgrywka kończyła się ogólną
przegraną. Hobbit to też niezłe wyzwanie dla graczy
ambitnych, którzy nie potrafią pogodzić się z klęską. Wyobraź
sobie to szczęście na twarzach osób, którym po piątej porażce z
rzędu w końcu udaje się zwyciężyć. My chyba nigdy nie byliśmy
tak ambitni… Hobbit wymaga wielkich pokładów cierpliwości
i dystansu do wszelkich błędów koncepcyjnych, to definitywnie nie
jest gra dla osób, które lubią spędzać dużo czasu nad
instrukcją i ściśle się jej trzymać.
Czyli
co? To dobra gra dla dzieci i ascetów? Czy jest jeszcze jakaś
grupa, do której może trafić?
O
właśnie, dla ascetów jest wręcz idealna! A tak serio to nie wiem,
czy jest ktoś jeszcze. Jest wiele znacznie fajniejszych gier
imprezowych, fanom Tolkiena również nieszczególnie bym ją
poleciła. Może trafiłaby do gustu części osób spoza
planszówkowego świata, jako gra na rozkręcenie.