Recenzja #12
Non fiction book
Nigdy
nie poroniłem. Nigdy nawet nie byłem w ciąży – mimo wielkich
starań i rozmyślań, jak to zrobić, bo podobno gruby hajs czeka na
pierwszego mężczyznę, który zdoła donosić i urodzić dziecko. O
macierzyństwie wiem mniej więcej tyle, co wszyscy faceci w moim
wieku – że kiedy dziewczyna na widok brzydkiego, umazanego
czekoladą brzdąca reaguje większym rozczulem niż na widok ciebie
w koszuli, z kwiatami, bombonierką i biletami do teatru, należy po
prostu wziąć głęboki oddech, policzyć do dziesięciu i poczekać,
aż jej przejdzie.
Myślę,
że głównie przez to, co noszę w spodniach, lektura Obsoletek
była dla mnie w pewnym sensie trudna. Pewnie gdybym był kobietą,
potrafiłbym jakoś bardziej utożsamić się z tym, co właśnie
przeczytałem, spojrzeć na to w inny sposób. Ale nie jestem i
zdecydowanie bliżej było mi do stwierdzenia, że właśnie
przebrnąłem przez niesamowicie słaby tekst, do którego nigdy nie
chcę wracać.
Niestety (na szczęście?), nie mogłem tego zrobić. Po książkę
Bargielskiej sięgnąłem nie tyle dla przyjemności i z własnego
wyboru – och, nudzi mi się trochę, poczytam sobie o
poronieniach! - tylko w ramach przygotowania się do zajęć z
polskiej literatury najnowszej. I na tych właśnie zajęciach
Obsoletki powróciły.
O niedonoszonych ciążach raczej nie mówi się publicznie.
Oswoiliśmy śmierć, nawet samobójczą, ale utrata nienarodzonego
dziecka jest dalej swego rodzaju tabu. Tabu, które autorka próbuje
przełamać. Przez całą lekturę nie mogłem oprzeć się jednak
wrażeniu, że Bargielska manifestuje to poronienie, próbuje z
kobiet z podobnymi jej przeżyciami stworzyć subkulturę. Ej,
poroniłyśmy, ale i tak jesteśmy fajne!
Trzeba jej jednak oddać, że zdołała zawrzeć w książce również
rzeczy i formy, które wspomniane społeczne tabu przełamują dość
umiejętnie.
Po pierwsze – przez tytuł. Obsoletki to neologizm powstały
z medycznego gravid obsoleta, oznaczającego ciążę
obumarłą. W ten sposób suchy, lekarski termin otrzymał głębię
i jakieś takie... ciepło? Stał się rzeczownikiem zbiorowym, zaczął określać grupę kobiet. A w grupie jest lepiej, jest bezpieczniej,
raźniej. No i w grupie połączonej tymi samymi przeżyciami, te
przeżycia właśnie są tematem rozmów. Anonimowi Alkoholicy nie milczą na
temat picia, obsoletki także trzymają się razem i przełamują
poronieniowe tabu.
Po drugie – język. Autorka to poetka, a kiedy poeta bierze się za
prozę, to czuć. Bargielska jednak pisze głównie niskim, wręcz
potocznym stylem. Tworzy coś na podobieństwo zapisków w dzienniku.
Dzięki temu nie buduje sztucznej, językowej granicy pomiędzy nią
i jej przeżyciami oraz odbiorcą. O rzeczach, które należy oswoić
i uprzytomnić sobie, że się zdarzają, mówi oswojonym i dobrze
znanym językiem.
Potrafi jednak, kiedy trzeba, wykorzystać trochę poetyckiego
kunsztu. Zestawiony ze stylem niskim język poezji dostaje jeszcze
większej mocy. Parę słów odstających od reszty staje się,
mówiąc rapowo, punchlinem. Bo jak inaczej nazwać moment, w którym
nagle, między innymi po wzmiance o sikaniu, pojawia się byłam
grobem?
Nie umiem polecić nikomu Obsoletek. Mogę tylko powiedzieć,
że jeżeli szukacie czegoś, co odstaje od wszystkiego, co
recenzowałem do tej pory – ta książka wam to da. Jeżeli w
lekturze nie marzycie o zaskakującej fabule i zwrotach akcji – ta
książka oferuje zupełnie inne rzeczy. Ale próbujecie na własną
odpowiedzialność.
Tytuł:
Obsoletki
Autor:
Justyna Bargielska
Wydawnictwo:
Czarne
Data
wydania: 2010
ISBN:
9788375362268
Liczba stron: 90