Lubię
konwenty. To taki czas, kiedy człowiek może oderwać się od świata
i przez parę dni żyć tylko tym, co naprawdę sprawia mu radochę.
Czas, kiedy na każdym kroku można natknąć się na czarodziejki z
księżyca, ninja albo któregoś z Avengers... i potraktować to jak
najzwyklejsze wydarzenie na świecie.
Za
nami Pyrkon. Piętnasty w historii, mój raptem piąty. Konwent,
który rozrósł się do takich rozmiarów, że szkoła na poznańskim
Dębcu przestała wystarczać, aby pomieścić wszystkich uczestników
i impreza musiała przenieść się do pawilonów Międzynarodowych
Targów Poznańskich.
Z roku
na rok przybywa ludzi. Przez ostatnie kilka lat liczba uczestników
się podwajała. Tym razem, dzięki Bogu, to nie nastąpiło. Nie
wyobrażam sobie, żeby organizatorzy byli gotowi na przyjęcie
pięćdziesięciu tysięcy osób. Gości było niemal o połowę
mniej, ale to w dalszym ciągu liczba bliska trzydziestu klockom.
Wuchta wiary, tej!, że tak sobie zastosuję poznański tekst dla
poznańskiej imprezy.
Przestałem
chodzić na prelekcje z dwóch powodów. Po pierwsze właśnie przez
przeludnienie – sale, które mieli do dyspozycji organizatorzy,
okazywały się często zbyt małe, by pomieścić chętnych do
wysłuchania prelekcji. Do środka często udawało się dostać może
jednej trzeciej zainteresowanych. Reszta musiała już pocałować
klamkę, albo...
No
właśnie, tutaj drugi powód, dla którego raczej nie interesuję
się prelekcjami. Reszta musiała pocałować klamkę, albo zadowolić
się innymi, mniej ciekawymi wystąpieniami. Nie powinienem narzekać
na jakość prelek, kiedy sam ich nie tworzę. To, co oferuje program
konwentu, to w dużej mierze wypadkowa pracy i zaangażowania samych
gości – to oni opracowują interesujące ich tematy i dzielą się
swoją pracą z innymi. Samemu nigdy się na to nie zdobyłem, więc
chwała wszystkim tym, którzy znajdują na tyle dobrej woli, czasu i
samozaparcia, żeby to robić. A jednak trochę ponarzekać muszę.
Co z tego, że program jest wyładowany po brzegi, kiedy
interesujących tematów jest jak na lekarstwo, a dobrze
poprowadzonych prelekcji jeszcze mniej? Interesująca tematyka to
kwestia gustu i rzecz subiektywna, ale jakość wystąpienia można
już ocenić jak najbardziej obiektywnie. I to często wypada
mizernie.
W tym
roku, chociaż znów został pobity rekord gości, ścisk na Pyrkonie
nie był aż tak odczuwalny. Dostęp do nowego pawilonu, który
przeznaczono na sale cieszące się zwykle największym
zainteresowaniem (literacką i naukową), a także dwukrotne
zwiększenie objętości games roomu sprawiło, że nie czułem się
jak sardynka w puszce. Cieszy też fakt, że wreszcie ogarnięto
jakoś kolejki, które do tej pory polegały na rozpychaniu się
łokciami i durnym – kiedy użyte po raz trzeci w dziesięć sekund
– żartowaniu, że jest się kobietą w ciąży czy facetem z
bełtem u bram. Pomyśleć, że wystarczyło nakleić na podłogę
taśmę klejącą i za jej pomocą wyznaczyć trasę kolejkowiczów...
Żeby
nie było – raczej nie spalam się na prelekcje, ale nie chcę
wylewać na nie wiadra pomyj. Tegoroczne warsztaty z improwizacji i
rysowania komiksu były naprawdę spoko. W co wierzą najpodlejsi?
prowadzone przez jednego z
członków Lans Macabre także pozostawiło miłe wspomnienia. Da się
dobrze trafić. Trzeba tylko mieć trochę szczęścia i odpowiednio
wcześnie ustawić się pod salą.
Co
robić na konwencie przez trzy dni, kiedy nie bardzo interesuje cię,
co ludzie mają do powiedzenia? Milion rzeczy. Siedzieć w Games
Roomie, który co roku oferuje naprawdę wiele ciekawych gier,
podziwiać wystawy, próbować załapać się na integracyjne punkty
programu (Wormsy bez
prądu czy mecz w Quiditcha) albo stanąć w kolejce do tronu z Gry o
Tron. Z tym ostatnim uwaga – można natknąć się na polityków!
Po
tym, jak panowie Korwin-Mikke oraz Wipler pojawili się na Pyrkonie,
podniosło się wiele głosów oburzenia pod adresem organizatorów.
A dajcie wy im wszyscy święty spokój, co niby mieli zrobić? Nie
mogli zabronić uczestniczenia w imprezie politykom tylko dlatego, że
są oni politykami. A że Korwina otoczył Patrol i trochę
pohałasował i porozpychał się? Dzięki temu wszystko przebiegło
sprawniej i przeciwnicy Krula nie musieli za długo oglądać jego
twarzy, a jeśli chodzi o chamstwo Patrolu – no cóż, oni już tak
mają.
Cosplay
zachwycił jak co roku. Podziwiam ludzi, którym chce się w to
bawić. Nie wiem zresztą, czy bawić to najlepsze słowo – wiele
strojów było naprawdę profesjonalnych. W tym momencie muszę
pozwolić sobie na prywatę i serdecznie pogratulować Michałowi
Gwieździe z Crafts of Two zwycięstwa w konkursie Maskarada. Stary, twój Garrus jest
bezbłędny.
Garrus autorstwa Crafts of Two |
Pyrkon
to świetna impreza. Z pewnością znajdą się fani mniejszych
konwentów, takich organizowanych w szkołach, przeznaczonych dla
kilkuset osób, którzy uznają, że taka masa ludzi stanowi raczej
minus niż zaletę. Niczego nie odejmuję mniejszym zlotom,
kameralność z pewnością także ma swój niepowtarzalny klimat,
ale uczestnictwo w tak wielkim wydarzeniu jak Pyrkon... no kurna, to
jest coś!