Dziś
w klubie będzie Bang!
Gwiżdżący
wiatr próbuje zerwać wam kapelusze z głów? Gdzieś w oddali
słychać rytmiczny dźwięk ostróg? Ktoś znowu krzyczy, że
Indianie okradli mu dyliżans? To może oznaczać tylko jedno –
Bang!
Pomyślałem,
że skoro na regale stawiam nie tylko książki, ale także gry i
płyty z muzyką, również na blogu nie powinienem ograniczać się
wyłącznie do literatury. Trudno jednak rywalizować w formie
pisanej z profesjonalnymi recenzjami gier na Youtube, dlatego
musiałem wymyślić jakąś inną formę. Na szczęście mam wielu
grających znajomych – dlatego mogłem postawić na rozmowę.
Na
pierwszy ogień poszedł Drejx z GMK Universe, o którym pisałem
ostatnio. Temat? Bang! wydawnictwa Bard, czyli gierka, w
której każdy może nagle obrócić się przeciwko tobie, kule
świszczą koło uszu, a dynamit z płonącym lontem przechodzi z rąk
do rąk.
Drejx:
Z tego co pamiętam, pierwszy raz w tę grę miałem okazję
zagrać na swoim pierwszym Pyrkonie. Pamiętam, że gdy zobaczyłem
Bang!a, byłem zupełnie przekonany, że jest bardzo
skomplikowany i że tak naprawdę będę musiał spędzić nad nim
kilka godzin, żeby cokolwiek zrozumieć. Ale się wtedy myliłem.
Owszem, spędziłem przy grze sporo czasu, ale nie ucząc się jej, a
świetnie się bawiąc. Warto również wspomnieć, że kiedy
siadałem do kart, moje towarzystwo było już naprawdę obyte w
rozgrywce, a ja po jednym tylko rozdaniu im dorównywałem.
Barni:
Nie da się ukryć – gierka jest naprawdę prosta, chociaż na
pierwszy rzut oka wcale się nie wydaje, zwłaszcza, kiedy z
karciankami nie miało się wcześniej za wiele do czynienia.
Pamiętam, że przez kilka pierwszych razów próbowałem tłumaczyć
nowym graczom zasady karta po karcie. W końcu zawsze sprowadzało
się do okej, chrzanić to, wyjdzie w praniu. Teraz ograniczam
się do krótkiego tym strzelasz, tym unikasz i nie mów nikomu,
kim jesteś. Nie trzeba tęgiej głowy i setek godzin, żeby
załapać, jak w to grać.
Jak
się sprawdza jako gra imprezowa? Powinna być traktowana tylko tak,
czy można mówić o jakichś turniejach i podchodzeniu do Bang!a
bardziej serio?
Drejx:
Jako gra imprezowa Bang! jest naprawdę świetny, nieraz
miałem taki ubaw wraz ze znajomymi, że śmieję się nawet teraz,
gdy sobie o tym przypominam. Zdarzyła się taka sytuacja, ze znajoma
była chyba przez dziesięć gier z rzędu w rozgrywce bandytą,
przez co później już nikt się nawet nie zastanawiał. tylko od
razu ją eliminował. No... jej wcale nie było do śmiechu.
Barni:
Pamiętam to. Ale Bang! ma w sobie to coś i to jest
chyba najlepszy tego przykład. Dziewczyna, chociaż w jej przypadku
nie mogło być mowy o różnorodności rozgrywki, nie wydawała się
znudzona czy zniechęcona. Ba, jestem bandytą! weszło nawet
na jakiś czas do jej słownika.
Drejx:
Co do rozgrywek turniejowych, to ta gra jak najbardziej może być
ich częścią, ponieważ wprowadza naprawdę chęć rywalizacji.
Barni: Tutaj
myślę trochę inaczej. Wydaje mi się, że Bang! tak sobie
nadaje się do czegokolwiek innego niż dawanie frajdy. Chodzi mi
przede wszystkim o losowość, trudno w tej gierce być dobrym.
Jasne, można oduczyć się robić głupoty i wystawiać się na
strzał, ale prawda jest taka, że kiedy do stołu zasiadają gracze
wiedzący już, z czym to się je, kwestia zwycięstwa i przegranej
zależy przede wszystkim od szczęścia.
Drejx:
Coś
w tym jest.
Największe
plusy?
Drejx:
Największym plusem na pewno jest tajemniczość postaci jakimi
gramy, nikt tak naprawdę nie wie, kim jest osoba obok. Blef jest
kolejnym atutem tej gry, kłamanie podsyca atmosferę panującą
wokół graczy, dogadywanie się i zawiązywanie sojuszy z
przeciwnikami, po czym eliminowanie ich jest ekscytujące i daje
dużo satysfakcji.
Barni:
Fakt, chociaż tutaj dużo zależy również od tego, z kim
akurat grasz. Zdarzają się gracze „podręcznikowi”. W grupie, w
której grywam najczęściej, najwięcej frajdy sprawia nam zawsze
wyzywanie się od Indian i koniokradów, ale miałem też okazję
grywać z ludźmi, dla których liczyły się tylko karty. Wtedy blef
schodził na dalszy plan i sama gra w sumie dużo traciła.
Drejx:
Kolejnym z plusów tej gry jest jej klimat, każdy kto lubi
Westerny i Dziki Zachód się tu odnajdzie. No i najważniejsze
tytułowe słowo. Bang! Trudno mi nawet określić ile sprawia
radości wykrzyknięcie komuś w twarz tego słowa i rzucenie mu pod
nos karty, dzięki której jego postać zginie.
Największe
minusy?
Drejx:
Trudno tak naprawdę wymienić jakieś minusy tej gry, jeżeli
miałbym się do czegoś doczepić byłaby, to mała ilość broni,
jaką możemy dołączyć do swojego ekwipunku.
Barni:
Ja muszę znowu wspomnieć o tym, że gra traci bądź zyskuje
dużo w zależności od tego, z kim akurat gramy. Największa frajda
nie wypływa z mechaniki, tylko z rozmów nad stołem. Zdarzają się
genialni ludzie, z którymi można przesiedzieć nad Bang!iem
cały wieczór, ale czasem przysiądzie się taki typ...
Drejx:
… jak ten na konwencie parę lat temu?
Barni:
Dokładnie. Przysiądzie się facet, który postawił sobie za
punkt honoru wyjaśnienie wszystkim wszystkich zasad, chociaż są
one doskonale znane. Nóż się w kieszeni otwiera, a jeszcze kiedy
dodaje do tego wszystkiego odgrywane nieudolnie scenki i okrzyki...
Cholera, a już prawie o nim zapomniałem.
Czy
Bang! nada się dla ludzi, którzy dopiero zaczynają z
planszówkami?
Drejx:
Jak najbardziej, jest to gra zarówno dla początkujących jak i
dla wyjadaczy. Gra nie jest zbyt skomplikowana, a potrafi dostarczyć
dużą dozę rozrywki.
Kowbojski
klimat jest odczuwalny podczas rozgrywki?
Drejx:
Już pewnie wspominałem o tym wcześniej, ale czuć tutaj
Western z daleka, wystarczy odrobina wyobraźni i słyszymy gwiżdżący
wiatr, turlający specyficzne zawiniątko wysuszonej trawy... Z dwóch
położonych naprzeciw siebie saloonów wychodzą kowboje, którzy
zaczynają się pojedynkować na śmierć i życie, broniąc swojej
racji.
Barni:
Bang! Bang! Puta!
Coś
od siebie?
Drejx:
Polecam
tę grę każdej osobie, która nie miała jeszcze okazji w nią
zagrać. Zasady gry nie są zbyt skomplikowane, a sama gra przynosi
dużo zabawy. No i Kasia Ballou, karta która powinien kojarzyć
każdy.
Barni:
Grajcie w Bang!a bo bangla!