wtorek, 24 marca 2015

Bang!

Dziś w klubie będzie Bang!

Gwiżdżący wiatr próbuje zerwać wam kapelusze z głów? Gdzieś w oddali słychać rytmiczny dźwięk ostróg? Ktoś znowu krzyczy, że Indianie okradli mu dyliżans? To może oznaczać tylko jedno – Bang!

Pomyślałem, że skoro na regale stawiam nie tylko książki, ale także gry i płyty z muzyką, również na blogu nie powinienem ograniczać się wyłącznie do literatury. Trudno jednak rywalizować w formie pisanej z profesjonalnymi recenzjami gier na Youtube, dlatego musiałem wymyślić jakąś inną formę. Na szczęście mam wielu grających znajomych – dlatego mogłem postawić na rozmowę.



Na pierwszy ogień poszedł Drejx z GMK Universe, o którym pisałem ostatnio. Temat? Bang! wydawnictwa Bard, czyli gierka, w której każdy może nagle obrócić się przeciwko tobie, kule świszczą koło uszu, a dynamit z płonącym lontem przechodzi z rąk do rąk.

Pamiętasz jakieś pierwsze wrażenia z gry w Bang!a?

Drejx: Z tego co pamiętam, pierwszy raz w tę grę miałem okazję zagrać na swoim pierwszym Pyrkonie. Pamiętam, że gdy zobaczyłem Bang!a, byłem zupełnie przekonany, że jest bardzo skomplikowany i że tak naprawdę będę musiał spędzić nad nim kilka godzin, żeby cokolwiek zrozumieć. Ale się wtedy myliłem. Owszem, spędziłem przy grze sporo czasu, ale nie ucząc się jej, a świetnie się bawiąc. Warto również wspomnieć, że kiedy siadałem do kart, moje towarzystwo było już naprawdę obyte w rozgrywce, a ja po jednym tylko rozdaniu im dorównywałem.

Barni: Nie da się ukryć – gierka jest naprawdę prosta, chociaż na pierwszy rzut oka wcale się nie wydaje, zwłaszcza, kiedy z karciankami nie miało się wcześniej za wiele do czynienia. Pamiętam, że przez kilka pierwszych razów próbowałem tłumaczyć nowym graczom zasady karta po karcie. W końcu zawsze sprowadzało się do okej, chrzanić to, wyjdzie w praniu. Teraz ograniczam się do krótkiego tym strzelasz, tym unikasz i nie mów nikomu, kim jesteś. Nie trzeba tęgiej głowy i setek godzin, żeby załapać, jak w to grać.

Jak się sprawdza jako gra imprezowa? Powinna być traktowana tylko tak, czy można mówić o jakichś turniejach i podchodzeniu do Bang!a bardziej serio?

Drejx: Jako gra imprezowa Bang! jest naprawdę świetny, nieraz miałem taki ubaw wraz ze znajomymi, że śmieję się nawet teraz, gdy sobie o tym przypominam. Zdarzyła się taka sytuacja, ze znajoma była chyba przez dziesięć gier z rzędu w rozgrywce bandytą, przez co później już nikt się nawet nie zastanawiał. tylko od razu ją eliminował. No... jej wcale nie było do śmiechu.

Barni: Pamiętam to. Ale Bang! ma w sobie to coś i to jest chyba najlepszy tego przykład. Dziewczyna, chociaż w jej przypadku nie mogło być mowy o różnorodności rozgrywki, nie wydawała się znudzona czy zniechęcona. Ba, jestem bandytą! weszło nawet na jakiś czas do jej słownika.

Drejx: Co do rozgrywek turniejowych, to ta gra jak najbardziej może być ich częścią, ponieważ wprowadza naprawdę chęć rywalizacji.

Barni: Tutaj myślę trochę inaczej. Wydaje mi się, że Bang! tak sobie nadaje się do czegokolwiek innego niż dawanie frajdy. Chodzi mi przede wszystkim o losowość, trudno w tej gierce być dobrym. Jasne, można oduczyć się robić głupoty i wystawiać się na strzał, ale prawda jest taka, że kiedy do stołu zasiadają gracze wiedzący już, z czym to się je, kwestia zwycięstwa i przegranej zależy przede wszystkim od szczęścia.

Drejx: Coś w tym jest.

Największe plusy?

Drejx: Największym plusem na pewno jest tajemniczość postaci jakimi gramy, nikt tak naprawdę nie wie, kim jest osoba obok. Blef jest kolejnym atutem tej gry, kłamanie podsyca atmosferę panującą wokół graczy, dogadywanie się i zawiązywanie sojuszy z przeciwnikami, po czym eliminowanie ich jest ekscytujące i daje dużo satysfakcji.

Barni: Fakt, chociaż tutaj dużo zależy również od tego, z kim akurat grasz. Zdarzają się gracze „podręcznikowi”. W grupie, w której grywam najczęściej, najwięcej frajdy sprawia nam zawsze wyzywanie się od Indian i koniokradów, ale miałem też okazję grywać z ludźmi, dla których liczyły się tylko karty. Wtedy blef schodził na dalszy plan i sama gra w sumie dużo traciła.

Drejx: Kolejnym z plusów tej gry jest jej klimat, każdy kto lubi Westerny i Dziki Zachód się tu odnajdzie. No i najważniejsze tytułowe słowo. Bang! Trudno mi nawet określić ile sprawia radości wykrzyknięcie komuś w twarz tego słowa i rzucenie mu pod nos karty, dzięki której jego postać zginie.

Największe minusy?

Drejx: Trudno tak naprawdę wymienić jakieś minusy tej gry, jeżeli miałbym się do czegoś doczepić byłaby, to mała ilość broni, jaką możemy dołączyć do swojego ekwipunku.

Barni: Ja muszę znowu wspomnieć o tym, że gra traci bądź zyskuje dużo w zależności od tego, z kim akurat gramy. Największa frajda nie wypływa z mechaniki, tylko z rozmów nad stołem. Zdarzają się genialni ludzie, z którymi można przesiedzieć nad Bang!iem cały wieczór, ale czasem przysiądzie się taki typ...

Drejx: … jak ten na konwencie parę lat temu?

Barni: Dokładnie. Przysiądzie się facet, który postawił sobie za punkt honoru wyjaśnienie wszystkim wszystkich zasad, chociaż są one doskonale znane. Nóż się w kieszeni otwiera, a jeszcze kiedy dodaje do tego wszystkiego odgrywane nieudolnie scenki i okrzyki... Cholera, a już prawie o nim zapomniałem.

Czy Bang! nada się dla ludzi, którzy dopiero zaczynają z planszówkami?

Drejx: Jak najbardziej, jest to gra zarówno dla początkujących jak i dla wyjadaczy. Gra nie jest zbyt skomplikowana, a potrafi dostarczyć dużą dozę rozrywki.

Kowbojski klimat jest odczuwalny podczas rozgrywki?

Drejx: Już pewnie wspominałem o tym wcześniej, ale czuć tutaj Western z daleka, wystarczy odrobina wyobraźni i słyszymy gwiżdżący wiatr, turlający specyficzne zawiniątko wysuszonej trawy... Z dwóch położonych naprzeciw siebie saloonów wychodzą kowboje, którzy zaczynają się pojedynkować na śmierć i życie, broniąc swojej racji.

Barni: Bang! Bang! Puta!

Coś od siebie?

Drejx: Polecam tę grę każdej osobie, która nie miała jeszcze okazji w nią zagrać. Zasady gry nie są zbyt skomplikowane, a sama gra przynosi dużo zabawy. No i Kasia Ballou, karta która powinien kojarzyć każdy.

Barni: Grajcie w Bang!a bo bangla!